piątek, 10 października 2014

Ebola - no i mamy zamieszanie, a co dopiero jakby tu dotarł.

   Dziś znowu trochę o medycynie. To co po dzisiejszym zamieszaniu z wypowiedzią Krajowego Konsultanta Medycznego ds. chorób zakaźnych i odpowiedzią ministra Arłukowicza przychodzi mi na myśl- to, że:
po pierwsze, minister chyba całkiem jest oderwany od rzeczywistości, po drugie- wypowiedź konsultanta była trochę nieprzemyślana.

Ebola – wirus, który szaleje i niesie śmierć w Afryce pojawił się w Europie. To znaczy, że pytać należy czy dotrze do Polski tylko kiedy i jak jesteśmy na to przygotowani.

Minister i urzędnicy zapewniają nas, że jesteśmy jako kraj przygotowani ale ja osobiście podzielam pogląd, że niestety nie.
   Począwszy od sytuacji zgłoszenia się chorego do lekarza POZ i właściwego rozpoznania, diagnozy do skierowania i przewiezienia chorego do szpitala z Oddziałem Chorób Zakaźnych. Zakłada się jak na razie, że chory z rozpoznaną chorobą trafi do Polski drogą lotniczą i dlatego karetki będące do obsługi portów lotniczych są przygotowane do transportu zakaźnie chorych ale przecież wiadomo, że równie dobrze wirus może do nas dotrzeć samochodem lub pociągiem i to w stanie inkubacji w ciele niezdającego sobie jeszcze sprawy z zakażenia turysty.

   Znając nasze POZ-ety i ich podejście do lekceważenia objawów i niechęć do skierowań na badania to przyjąć należy, że diagnoza zostanie postawiona po okresie gdy chory poprzez kontakt z innymi ludźmi będzie rozprzestrzeniał wirusa. Lekarze POZ i podobnie w SOR-ach nie spotykali się dotąd i w większości chyba się nie zetkną z tym rodzajem zakażeń, więc będzie jednak problem nawet przy dobrej woli i rzetelności lekarskiej.

   Nasze szpitale, no może oprócz specjalistycznych klinik, nie są przystosowane do tak groźnego zagrożenia. Nawet Oddziały Zakaźne nie posiadają odpowiednich kombinezonów bo te co są na wyposażeniu nie są szczelne, jest ich mało. Brak jest hermetycznych pomieszczeń o zaostrzonym rygorze antyseptycznym. A co gdy chory trafi w celu zdiagnozowania do zwykłego szpitala? Tu nawet nie ma kombinezonów. Do tej pory chorzy nosiciele HIV leżą na salach z innymi pacjentami, gruźlicy „prątkujący” podobnie. Personel medyczny ma do dyspozycji rękawiczki jednorazowe i maski- to cała ich ochrona. NFZ nie zrefunduje zakupów specjalistycznych środków ochrony – bo jak na razie refunduje leczenie a nie zagrożenie.

   Biorąc powyższe pod uwagę nie dziwię się konsultantowi, że stwierdził iż personel nie podejmie żadnych działań a wręcz opuści szpital w którym znajdzie się chory na gorączkę krwotoczną – bo pozostanie tam zagraża życiu. Dziwię się jednak, że mówi to głośno w mediach zamiast jako konsultant biorący udział w konsultacjach w ministerstwie tam nie kierował swoich uwag i zastrzeżeń. A może to robił tylko nie znalazł posłuchu i jedyną dobrą drogę zwrócenia uwagi na ten problem uznał podanie tego w telewizji.

   Jest to o tyle możliwe, że słuchając Ministra Zdrowia mówiącego o opracowanych procedurach i o tym jak świetnie przygotowani jesteśmy do walki z Ebolą, że miałem wrażenie jakby spadł ten Pan z kosmosu i nie widział co się dzieje w przychodniach gdy zaczyna się sezon grypowy.
Swoją droga procedury zwykle mówią jedno a realia są inne, bo personelu za mało, bo sal i miejsc brak, bo sprzętu nie ma lub szwankuje- gdyż szpitale oszczędzają. Oszczędzają bo muszą. NFZ płaci z opóźnieniami i to po zaniżonych stawkach.

   Ciekaw też jestem, jak by wyglądała kwarantanna wszystkich z którymi chory miał kontakt? Trochę tych ludzi by się pozbierało, jesteśmy jako Polacy towarzyscy. Kto zapłaciłby za pobyt w kwarantannie?

   Tak więc miejmy nadzieję, że jednak mimo wszystko Ebola jakoś nas ominie a szum jaki już powstał może przyda się o tyle, że zwrócona zostanie uwaga na fakt zabezpieczenia personelu medycznego w przypadkach chorób zakaźnych.

Nie należy ulegać panice ale dobrze by było mieć poczucie bezpieczeństwa, choćby ograniczonego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz