niedziela, 5 czerwca 2016
Wspomnień czar – 4 czerwca 1989.
Zacznę trochę wcześniej bo już 2 maja.
Zostałem wtedy zatrudniony jako przyszły dyrektor ośrodka kultury w jednej z bieszczadzkich gmin. Wiadomo jak to po przyjęciu, odchodząca pani dyrektor przez pierwsze dwa tygodnie zapoznawała mnie z firmą, załogą i w ogóle z całą gminą. Były wyjazdy, spotkania, narady. Minęły szybko te dwa tygodnie i zaczęły się przygotowywania do wyborów.
Zostałem jako „młody” pracownik wyznaczony do funkcji pełnomocnika na jedno z sołectw. Miałem do przygotowania lokal wyborczy oraz wszystko co się z tym łączy. Wtedy były takie ciekawe czasy, że oprócz spraw czysto związanych z lokalem miałem za zadanie plakatowanie. Pewnego dnia rano dowiedziałem się , że mam przyznany samochód służbowy z kierowcą na dwie godziny i mam jechać w teren. Po co? Przecież nie wypełniałem zapotrzebowania.
Zaraz wszystko się wyjaśniło- przyszedł sekretarz komitetu gminnego PZPR, przedstawił się i rzucił na stół rulon plakatów wyborczych z kandydatami PZPR do sejmu i senatu- Pan to weźmie i rozklei po gminie, samochód dla pana załatwiłem. A potem zapraszam do mnie na rozmowę.
No cóż wziąłem te plakaty i z kierowcą ( niezapomnianym p. Staszkiem ) pojechaliśmy w teren. Porozklejaliśmy te plakaty.
Po powrocie poszedłem na spotkanie z sekretarzem.
- No wie pan, jest taki układ. Jak chce być pan dyrektorem to musi pan należeć do partii. Tak to już jest.- tak zaczęło się spotkanie. Nie naciskał, że to winno być z przekonania ale podkreślał, że tak już musi być.
Żadnej odpowiedzi ode mnie nie uzyskał i nasze spotkanie dość szybko i oschle się zakończyło.
Wróciłem do siebie, do biura wku...wiony. Pani dyrektor wiedząc już co się dzieje starała się mnie przekonać swoim przykładem. „ To tylko taka formalność” mówiła – „ Jakoś należę i nic mi się nie dzieje”, ale dla mnie nie było to do pogodzenia. Przecież zrezygnowałem z lepszej finansowo posady by nie należeć do PZPR i nie wspierać systemu.
Niech się dzieje co chce. Na drugi dzień w pracy zjawiłem się ze znaczkiem solidarności w klapie marynarki i się zaczęło.
Najpierw urzędnicy zaczęli patrzeć na mnie jak na UFO, z jednej strony z sympatią z drugiej strony z obawą a wszyscy byli ciekawi jak to się skończy.
Naczelnik Gminy wezwał mnie tego samego dnia na rozmowę. Rozsądny człowiek i nie było krzyków ani jakiś nacisków. Ale
- No wie pan, może ma pan swoje przekonania i ja je szanuję ale w pracy ten znaczek to tak nie za bardzo. Może w godzinach pracy by pan tego nie nosił, bo zaraz przyleci sekretarz , że zatrudniam wywrotowca.
- To niby jak to ma być panie naczelniku? W pracy mam być swój, a po godzinach mogę być wywrotowcem? Tu tak a tu siak? Albo, albo. Ja tego znaczka nie ściągnę a już na pewno nie do wyborów.
- Dobrze niech tak będzie, Jakby co ,ja z panem rozmawiałem.
W drzwiach na po żegnanie podczas uścisku dłoni dorzucił „ W sumie podoba mi się pańska postawa”.
Trochę mnie to podbudowało.
W tym samym dniu przyszedł obeznany już z sytuacją prezes ZSL.
Śp. pan Adam nie owijał nic w bawełnę i od razu powiedział jak jest. Do tej pory by być na stanowisku trzeba było należeć do jakiejś partii. Więc jak nie chcę do PZPR to mogę sekretarzowi powiedzieć , że należę do ZSL a on to potwierdzi. Nie, nie chciał mnie zapisać do siebie. I też patrząc na znaczek uśmiechnął się, i zapytał czy wierzę, że się uda? Ja powiedziałem, że zgarniemy tzn. Solidarność zgarnie to co jest do zgarnięcia. Po wypiciu kawy dodał ( pamiętam to do dziś) „Chciałbym żeby się udało”.
Trzeci dzień to znowu wyjazd w teren. Przyszedł sekretarz, rzucił plakaty. „ Trzeba uzupełnić bo poprzednie pozrywali, pewnie ci „wasi” - rzucił z ironicznym uśmiechem patrząc na mój znaczek w klapie.
W sumie na tym się wszystko skończyło, nadal byłem pełnomocnikiem ds. wyborów, nadal miałem wyznaczony dyżur w urzędzie w dniu wyborów.
Gdy ogłoszono wyniki i wyszło jak się tego spodziewaliśmy to z ojcem wypiliśmy flaszeczkę by to uczcić.
Cóż to był za piękny okres, tyle wiary i nadziei w to , że stajemy się normalnym krajem, że w końcu coś znaczymy jako obywatele. Mimo zaciskania pasa, mimo hiperinflacji była ta radość tworzenia. Coś zaczęło się dziać. Zmierzało ku dobremu.
A ja? No cóż po trzech miesiącach mimo wszystko zostałem p.o. Dyrektora a pierwszy sekretarz po paru miesiącach wyjechał za granicę i to o ile dobrze pamiętam do USA budować kapitalizm.
Takie są moje wspomnienia dotyczące tego okresu przemian.
Szkoda, że teraz ten czas jest obrzydzany i opluwany przez obecną ekipę rządzącą. Oni chyba nie wiedzą jak to wyglądało "tu na dole" i czym naprawdę la ludzi był ten okres i TE wybory.
To wtedy obaliliśmy komunizm. My obywatele.
niedziela, 17 kwietnia 2016
Obcy czyli nie taki diabeł straszny.
Wczoraj robiłem
zakupy w Kauflandzie, tutaj w Gotha. Polski język jest obecny na
każdym stoisku, prawie 1/3 kupujących to Polacy. To jednak nie
wszystko słychać język rosyjski, rumuński inne języki
słowiańskie a także język arabski.
Czyli tzw.
multikulti w praktyce. Nikomu to nie przeszkadza, nikogo nie dziwi,
nikogo nie oburza.
Takie niby proste
zdarzenie skłania do przemyśleń.
Przecież tak
naprawdę gospodarka Niemiec, jej siła jest budowana pracą
gastarbeiterów, czyli nas obcokrajowców przybywających tutaj w
poszukiwaniu lepiej płatnej pracy. Gdy pracuje się w mieszanych pod
względem narodowości zakładach to widać jak na dłoni, że
wydajność pracowników-obcokrajowców jest dużo wyższa za tą
samą lub niższą płacę. Niemcy jako pracownicy „oszczędzają
się” lub inaczej, można to nazwać jako „szanowanie pracy”.
Niemiecki pracownik ma na wszystko czas, ma swoje tempo, nie zrobi
nic co przekracza jego obowiązki na jego stanowisku. Obcokrajowcy
zaś pracujący krótko i przeważnie na umowach tymczasowych robią wszystko szybciej, dokładniej i czasem nie patrząc na
bezpieczeństwo pracy.
No cóż, takie
prawa gospodarzy (pojęcie "prawo" rozumiem jako zwyczaj nie zaś normę prawną).
W Polsce jest przecież podobnie, Ukraińcy czy
Rosjanie pracują więcej i wydajniej niż Polacy.
Jest jednak istotna
różnica w podejściu do pracowników z zagranicy. W Niemczech jest
większa świadomość społeczna tego, że przybysze wypracowują
dochód narodowy państwa, że wypracowują emerytury dla Niemców,
że płacą podatki robiąc tu zakupy, tu mieszkając. To nic, że
część pieniędzy wypływa z gospodarki jeśli na trwałe pozostaje
wypracowane jakieś dobro, usługa.
U nas zaś jest
jakaś dziwna cisza w tym zakresie. Czasem pojawi się jakiś artykuł
w prasie o tym ale ogólnie raczej straszy się przybyszami twierdząc
, że zabierają miejsca polakom choć tak naprawdę podejmują się
oni pracy tam gdzie Polak nie zatrudni się ze względu na ciężkie
warunki lub niską stawkę.
Ani słowa nie ma o
tym, że obcokrajowcy pracując legalnie w Polsce i płacąc składki
czy to zdrowotne, czy też ZUS nie odbiorą ich przecież- czyli de
facto pracują na nasze państwo, na nasze emerytury ( choć
śmieszne) a kupując żywność, płacąc czynsz za mieszkanie płacą
podatki.
Nie, u nas o tym
cisza, a nawet wrogość.
Ostatnio coraz więcej demonstracji przeciw
przybyszom.
Taka już u nas
moralność Kalego. Gdy my jeździmy za pracą po Europie to Ok, ale
gdy do nas ktoś zawita tu już nie jest ok. pamiętajmy, że
ksenofobia jaką hodujemy tu u nas uderzy w nas pośrednio i możemy
obudzić się już nie długo w sytuacji gdy i nam Polakom powiedzą
za granicą- STOP.
Zresztą jak widać
po tym co wyprawiają nasi rządzący to może stać się już
niedługo. Działania PiS- u już spotkały się ze zdecydowanym
potępieniem w Unii Europejskiej i USA. Gdy idzie się uparcie pod
prąd, gdy z kraju partnerskiego w UE stajemy się krajem- problemem
to mogą nam podziękować. Nikt nas nie będzie na siłę trzymać w
Europie, staniemy się, ba nawet już stajemy się krajem
peryferyjnym a to rodzić może takie konsekwencje jak wykluczenie ze
wspólnej polityki równoważenia wzrostu, czy też wprowadzone
zostaną ponownie kontrole graniczne, zaostrzone zasady przepływu
ludzi i zasobów. Zresztą nasi włodarze, biorą to niejako pod
uwagę i nawet wspominają, że wystąpienie z UE jest przez nich
rozważane.
To chyba jakiś żart!
Z nimi jednak wszystko jest
możliwe, bo żyją w jakimś wyalienowanym świecie, oderwani od
rzeczywistości.
Swoim działaniem
promują ideę państwa opartego kryteriach z początku XX wieku
czyli sprzed 100 lat. Nie zauważyli, że świat idzie dalej i to
coraz prędzej i nic go nie powstrzyma.
Swoją drogą,
otwarte granice to w sumie nic nowego. To przecież dopiero w XX
wieku zaistniały granice takie jakie znamy- z kontrolą graniczną,
wyznaczonymi przejściami. Wcześniej granice były raczej rzeczą
umowną, żaden najmita udający się z Galicji do Włoch czy Babci
Austrii nie potrzebowała paszportu czy dowodu osobistego. Ludzie
odbywali pielgrzymki piesze, konne do Rzymu bez dokumentów, bez
kontroli granicznych. Udający się za chlebem Polacy do Francji do
kopalń również nie posiadali wiz, zezwoleń na pracę.
I
tak jak
zatoczyliśmy pewne koło w historii otwierając nasze granice teraz
ponownie wracamy do czegoś co wydawało się odejść w niechlubną
przeszłość.
sobota, 16 kwietnia 2016
Tania w Polsce to tylko siła robocza.
Media do niedawna
podając z różnej okazji porównania cen artykułów w innych
krajach a w Polsce usiłowały wmówić nam, że niby w Polsce jest
tanio. Tańsza energia , paliwo itp. Nawet podobne straszenie cenami
zachodnimi zastosował kandydat na prezydenta RP Andrzej D.
otwierając na niby sklep z podstawowymi artykułami spożywczymi i
cenami w euro. Oto jak będzie drogo!- gdy wprowadzimy walutę
europejską.
Czym nas tak naprawdę straszono?
A to bardzo ciekawe
zagadnienie i w sumie proste do rozwiązania.
Gdy Polak przyjeżdża
do Niemiec czy Wielkiej Brytanii i ogląda ceny jest przerażony. Co
? Chleb po 2,65 euro, to przecież ( szybko przelicza 2.65 razy
aktualny kurs euro) i wychodzi mu ok. 9 zł. Tragedia ! Benzyna 1.20
euro to przecież na złotówki prawie 6 zł.
Tu nie da się żyć.
Ale, ale to nie jest
takie proste. Na te ceny trzeba patrzeć inaczej- i tak patrzą ci,
którzy są za granicą trochę dłużej lub w ogóle planują tam
pozostać. I wtedy przy zmianie perspektywy okazuje się, że za
granica żyje się o wiele taniej niż w Polsce. Dlaczego?
Ja podam na swoim
przykładzie bo to jest najprostsze.
Porównamy minimalne
płace w Polsce i Niemczech- 1200 zł w Polsce i ok. 1200 euro w
Niemczech ( zależy od landu). Czyli mamy jeden do jednego. I teraz
proszę mi pokazać gdzie w Polsce mamy tak tanio:
- miesięczny czynsz
za dwupokojowe mieszkanie umeblowane+ media w ziemie = 600 euro/zł,
- litr benzyny= 1,20
euro/zł,
- kg dobrej kiełbasy
= 5-8 zł/euro,
- obiad w
restauracji = 7-10 zł/euro
- proszek do prania
(100 prań) = 11- 15 zł/euro
itp. piwo po 50 gr.
wódka po 5 zł, bilet tramwajowy po 1zł, papierosy 6 zł.
Wychodzi na to, że
pracując w Niemczech za najniższą krajową opłacamy czynsz za
mieszkanie, miesięczne wyżywienie i możemy sobie przy odrobinie
szczęścia odłożyć 100-200 euro oszczędności. W Polsce niestety
często najniższa płaca starcza tylko na mieszkanie a na wyżywienie
to trzeba sobie dorobić, chyba, że dwie osoby pracują to może
starczy jeszcze z dwóch wypłat na jakieś szaleństwo i np. wypad
do restauracji. W Niemczech przy dwóch pracujących osobach to już
można myśleć o wczasach, nowym samochodzie czy też inwestycjach
czy oszczędnościach.
Że to trochę
uproszczone? A po co komplikować? Taka jest prawda to my w Polsce
żyjemy drogo, bo mało zarabiamy.
Czy dałoby się
wprowadzić w Polsce euro w przeliczeniu 1:1 ? Tak, tylko nikt z
decydentów nie jest tym zainteresowany. Dlaczego bo okazało by się
, że ich zarobki są za wysokie w stosunku do zwykłych pracowników.
Np. prezes spółki skarbu państwa zarabiający obecnie 600 tyś zł
miałby otrzymywać tyle samo w euro? To skandal! Ale , że teraz
przepaść jest ta sama to jakoś nikogo nie kuje w oczy. To, że
dziennikarz telewizyjny otrzymywałby 40 tyś euro to też by się
zaraz rzuciło w oczy. A tak przy dzisiejszych złotówkach tematu
nie ma, jest tylko wmawianie ludziom, żeby się cieszyli, że nie
mamy euro bo dopiero by klepali biedę.
Ot, taka sobie
zabawa w odwracanie kota ogonem.
To, że w Polsce
osoby pracujące i mające stałe dochody wpadają w sferę ubóstwa
( ok. 2 mln) to nic. Nikt się tym nie przejmuje. Stawki jakie
proponują za pracę instytucje publiczne są poniżej płacy
minimalnej. Sprzątaczki, ochroniarze w urzędach publicznych
otrzymują ok. 5- 8 zł netto za godzinę. To się nazywa wsparcie
państwa na rynku pracy? Jaki prywatny inwestor zapłaci za ta samą
pracę 20 zł gdy państwowa firma płaci połowę. To się nazywa
psucie ryku pracy.
Na nic wszelkie
programy walki z bezrobociem i ubóstwem jeśli samo państwo je
tworzy. Szkoda tylko pieniędzy. Po co 500+ - dajcie ludziom godziwie zarabiać i nie potrzeba by specjalnych programów pogrążających budżet państwa. Obetnijcie dotacje do KK bo nic nie wytwarza oprócz zamieszania. Wprowadźcie odpis podatkowy na wyznanie - ja jako katolik będę płacił i będę wiedział ile płacę dla KK, bo teraz płacę tylko chyba o wiele więcej.
Koniec z wydawaniem
pieniędzy na walkę z bezrobociem, bo z nim nie trzeba walczyć ale
trzeba tworzyć miejsca pracy a za pracę godziwie wynagradzać.
Niestety Polska nie jest w stanie sprostać wymogom by wejść do strefy euro i jak dalej będzie rządzić obecna ekipa to czas na przystąpienie do tej strefy będzie się wydłużać ze względu na drastycznie wzrastające zadłużenie budżetu.
"Jeśli człowiek
pracuje by opłacić mieszkanie i wyżywienie i nic mu nie pozostaje
niczym nie różni się od niewolnika, bo niewolnikowi właściciel
też zapewniał mieszkanie i wyżywienie".
966 czyli co świętować?
Nigdy nie było
czegoś takiego jak Chrzest Polski.
Hucznie świętowano
coś czegoś tak naprawdę nie było. Zaiste ciekawe święto.
Wystarczy otworzyć
Wikipedię lub nawet inne strony poświęcone historii powstania
Państwa Polskiego by przekonać się, że tak naprawdę świętować
w tym roku nie ma za bardzo niczego.
Po pierwsze- data
chrztu Mieszka I jest sporna i raczej prawdziwszy jest rok 964 lub
967 niż ten oficjalnie dziś świętowany. Różne daty podawane są
przez kronikarzy łącznie z mylnymi informacjami dotyczącymi
zaślubin z Księżniczką Dobrawą czy też Dąbrówką.
Po drugie- Mieszko
traktował chrzest dość instrumentalnie i potrzebny był mu raczej
do tworzenia sojuszy niż wynikał z jego własnego przeświadczenia.
Po trzecie- na dobrą
sprawę chrystianizację prowadził i wspierał dopiero jego syn
Bolesław Chrobry a i to nie szło mu sprawnie. I tu o dziwo, zapis z
Kroniki Gala Anonima „ zrodzony z ojca poganina” - sugeruje, że
albo Mieszko I wrócił do wiary swych ojców albo też chrztu tak
naprawdę w ogóle nie było. Czy ktoś zadał sobie pytanie czemu to
Mieszko I nie został świętym podobnie jak władcy, którzy
wprowadzali chrześcijaństwo w swych krajach? Bo tak faktycznie
nigdy chrześcijaninem chyba nie został.
Po czwarte- Nie
mogło być mowy o wprowadzeniu chrześcijaństwa w kraju Mieszka
skoro za Bolesława Chrobrego w Kraju Polan było 12 lub 13 misjonarzy- duchownych i dopiero
z Bawarii ściągał misjonarzy do nawracania pogan.
Po piąte- Pierwsi
Piastowie dość instrumentalnie traktowali „nową wiarę” jako
płaszczyznę sojuszy lub sposób na podniesienie prestiżu własnego
oraz rangi swego państwa. Zawsze jednak z dystansem do hierarchii
kościelnej widząc w niej zagrożenie i jak się okazało w sporze
Bolesława Szczodrego z Biskupem Stanisławem – słusznie.
Pamiętajmy , że czasy pierwszych Piastów to narastający konflikt
o inwestyturę pomiędzy władza świecką a papiestwem.
Czyli co mamy
świętować? Domniemany chrzest Mieszka I i jego drużyny?
Symboliczną datę powstania naszego państwa?
Ziemie Polan a
szerzej biorąc obecnej Polski były przecież zamieszkane wcześniej
i jakoś zorganizowane. Jak donosili wysłannicy Karolingów na
ziemie słowiańskie istniały dość silne organizmy plemienne,
liczne grody, których nazwy dopasowują się do istniejących do
dziś miast i miasteczek.
Wprowadzenie
chrześcijaństwa na ziemie polskie też miało swoje miejsce już
wcześniej a mianowicie kraj Wiślan był chrystianizowany przez
misjonarzy kościoła wschodniego i to z lepszym powodzeniem niż
później robili to Niemcy z pomocą oręża.
To nie
chrześcijaństwo wciągnęło nas w sferę zachodnio- europejskiej
cywilizacji bo państwo Polan już wcześniej było powiązane z
Cesarstwem i poprzez małżeństwa i koligacje z dworami zachodnimi
ten związek się utrwalał a chrześcijaństwo jedynie to
przypieczętowało.
A co tam. To
przecież drobiazgi.
Świętujmy!
Pamiętajmy jednak,
że zalążki Państwa Polskiego istniały już dużo wcześniej i
sami nasi pra,pra…. Dziadowie sobie to wywalczyli i że na
chrześcijaństwo zostaliśmy niejako skazani choć nie do końca z
dobrym dla naszego Państwa skutkiem, ale innego wyjścia NIE BYŁO!
Dla adwersarzy. Nie
cytuję tu kronikarzy ani historyków bo i nie miejsce do tego. Każdy
jak ma trochę ochoty i leży mu na sercu poznanie historii swego
kraju weźmie do ręki „Polskę Piastów” (trochę przestarzałe
informacje ale oddaje klimat tych czasów) lub inne książki, a
nawet może sięgnąć do wiedzy internetowej.
niedziela, 21 lutego 2016
Samozadowolenie władzy.
Długo zastanawiałem się nad takim pewnym zjawiskiem. Widocznie nie jestem biegły w dociekaniu prawdy lub niedouczony by szybko utrafić z diagnozą. Cóż, przyznać trzeba , że na niewielu rzeczach się znam.
Dociekałem jednak skąd bierze się ten błogi stan samozadowolenia w ekipie sprawującej obecnie władzę. Ci ludzie mimo iż popełniają gafa za gafą, błąd za błędem, blamaż za blamażem są w pełni zadowoleni ze swoich działań.
Totalna niekompetencja i nieznajomość dziedzin którymi się zajmują zupełnie im nie przeszkadza mieć wysokie zdanie o sobie. Przykłady? No cóż są ich już setki. Minister MSWiA mianuje Komendanta Głównego Policji, potem go odwołuje, popełnia błędy kadrowe w innych instytucjach mu podległych wywołując bałagan i paraliż służ odpowiedzialnych za nasze bezpieczeństwo, Minister Spraw Zagranicznych nawet nie kryje swej niekompetencji przyznając w wywiadzie, że nie jest dyplomatą, pisze listy w których ośmiesza siebie i cały rząd, Minister MON wykazuje nadgorliwość w badaniu katastrofy smoleńskiej choć już dawno jest wyjaśniona, składa kwiaty na grobach bandytów i zbrodniarzy, manipuluje przy kontraktach na zakup śmigłowców dla Polskiej Armii itp., Beata co chwilę międli te same zdania bez konkretów, wygłasza mowę w Brukseli mówiąc, że nic nie mówi, Poucza doświadczonych i przychylnych Polsce polityków USA i tym samym obraza ich podważając ich ocenę sytuacji, Minister Zbigniew Z. ( od zera) mimo iż już raz pełnił tę funkcję tak naprawdę nic się nie nauczył, dalej chce pouczać wybitnych prawników, instytucje zrzeszające sędziów, adwokatów, radców prawnych wykładowców prawa, konstytucjonalistów itp. O minister Kempie to już w ogóle nie ma o czym mówić, sama mieni się prawnikiem choć prawnikiem nie jest, podobnie z p. Dudą, który bije ostatnio rekordy bufonady i narcyzmu.
Skąd taka dobra opinia o sobie gdy wszyscy na około mówią i to coraz głośniej, że działania są złe, że szkodzą nie tylko wizerunkowi ale i realnej pozycji Polski w świecie,znowu jesteśmy krajem problemem, nieprzewidywalnym i bez wizji współpracy, dla wszystkich innych państw w Europie.
Przecież wyznawanie wiary smoleńskiej nie tłumaczy wszystkich ich zachowań. Owszem łączy ich ta więź religijna ale skąd to nastawienie, że wszyscy wokół są źli a jedynie oni mają licencję na prawdę i słuszność. Zero samokrytyki.
I tak zastanawiając się nad tym zjawiskiem wpadłem na ciekawy artykuł z zakresu psychologii o tzw. efekcie Krygera- Dunninga.
Nie siląc się na opis zjawiska zacytuję za Wikipedią:
„ Zjawisko to zostało opisane i udokumentowane przez Justina Krugera i Davida Dunninga z Uniwersytetu Cornella.
Kruger i Dunning zwrócili uwagę na liczne wcześniejsze badania, które zdają się sugerować, że w przypadku zdolności tak różnorodnych jak obsługa pojazdów mechanicznych, gra w szachy czy tenisa, „ignorancja częściej jest przyczyną pewności siebie, niż wiedza” (jak to ujął Charles Darwin). Postawili oni hipotezę, że w przypadku zdolności, którą każdy może posiąść w większym lub mniejszym stopniu:
1. Osoby niekompetentne zwykły przeceniać swój własny poziom zdolności.
2. Osoby niekompetentne nie potrafią ocenić prawdziwego poziomu zdolności u innych.
3. Osoby niekompetentne nie potrafią ocenić prawdziwego poziomu swoich zdolności.
4. Jeśli mogą być przeszkolone, aby znacznie poprawić swoje osiągnięcia, osoby te potrafią zauważyć i przyjąć do świadomości swoją wcześniejszą niekompetencję.”
I tak to jest z naszymi obecnie rządzącymi u nich samoocena jest odwrotnie proporcjonalna do kwalifikacji i umiejętności. Gdy popełniają błędy i wychodzi to na jaw to zwalają winę na poprzedników lub inne ( tajemnicze ) siły. Jedyną rzeczą jaką mogliby zrobić by wyjść z tego stanu to dokształcanie ale …. no przecież oni są w swym przeświadczeniu najmądrzejsi a nikt inny nie zmusi ich do tego. Nawet prezes bo on akurat nie jest tym w ogóle zainteresowany.
Wychodzi na to, że ci ludzie potrafią jedynie wszystko zniszczyć. Poprzez swą niekompetencję zachowują się jak słoń w składzie porcelany, czego się nie dotkną to rozwalą, nic nie tworząc.
Może faktycznie hasło z kampanii wyborczej „Polska w ruinie” to nie była diagnoza stanu kraju a jedynie obietnica wyborcza, którą nota bene idealnie wcielają w życie.
sobota, 20 lutego 2016
Na kolanie pisane.
Jakże to miało być
pięknie, jakże to miało być wspaniale.
Gęby pełne
frazesów, obietnic i zapewnień. Wspaniałe przemówienia Dudy i
wymachiwanie teczką ponoć gotowych ustaw przez jęczącą Beatę.
Tu dygresja- wyjaśnienie. Jęcząca- myślałem na początku , że to
tylko wada wymowy problem z dykcją ale tak naprawdę jak się
okazało to wymowa Beaty S. jest podyktowana li tylko tym, że nie
ma za bardzo nic do powiedzenia. Ot, powtarza te same sformułowania
po kilka razy w ciągu swoich wystąpień a reszta to ogólniki nic
nie znaczące pustosłowie. Tak faktycznie nie może ona sobie
pozwolić chyba na nic konkretnego bez akredytacji prezesa więc
międli w kółko to samo.
Wracając do tematu.
Sądziłem, że po konwencji programowej PiS i po buńczucznych
zapowiedziach z kampanii wyborczej, że jednak formacja ta ma w
zanadrzu tzn. tej słynnej teczce Beaty gotowe ustawy a przynajmniej
te które realizowały bu obietnice wyborcze. Pamietam jak na zarzuty
ekspertów odpowiadano, że pieniędzy na wszystko wystarczy, że
wszystko jest dokładnie policzone.
Jak się okazuje
teczka była tylko chwytem marketingowym a środku pusto. To wygląda
tak jakby sami nie byli przekonani o swoim zwycięstwie tak do końca.
Dziś gdy wyszło
szydło z worka i wyborcy powiedzieli „sprawdzam”, nadszedł czas
na prezentacje tych niby gotowych ustaw. Nie było ich! Te projekty,
które obecnie trafiają do sejmu są pisane na kolanie w pośpiechu,
bez wyliczeń, bez analizy kosztów i zagrożeń dla budżetu, bez
pomysłu a co najgorsze dziurawe jak ser salami.
Program 500+ -
sztandarowy dla PiS bo dał im zwycięstwo w wyborach, widać , że
tworzył się dopiero po zwycięstwie wyborczym. Barak wyliczeń jego
kosztów spowodował pilne szukanie pieniędzy w budżecie i
oszczędności poprzez cięcie wydatków na instytucje. To okazało
się za mało. Wprowadzono podatek, choć zapowiadany w wyborach, od
banków ale jak się okazuje pisana na kolanie ustawa spowodowała po
zaledwie dwóch tygodniach od wejścia w życie obawy, że nie
wpłynie tyle pieniędzy ile zakładano a przy okazji pogrąży się
nasze rodzime banki. Zachodnie instytucje wpadły na pomysł obrotu
usługami finansowymi w których klient podpisuje umowę nie z
oddziałem w Polsce ale z centralą za granicą tym samym podatek nie
będzie płacony w RP tylko w kraju centrali banku, bo tam jest
świadczona usługa. Tym samym banki płacące w kraju podatek stają
się niekonkurencyjne.
Podatek wprowadzony
od hipermarketów okazał się podatkiem ponoszonym przez wszystkie
sieci handlowe w Polsce i o ile duże sieci zagraniczne dadzą sobie
radę przenosząc koszty na klientów i dostawców o tyle polscy
właściciele sklepików należących do sieci franczyzowych nie będą
w sanie w żaden sposób konkurować ponosząc dodatkowe obciążenia.
Ustawa niosąca
pomoc tzw. frankowiczom okazuje się, że przynosi więcej szkody
niż pożytku osłabiając złotego do poziomu nie notowanego od lat.
To nie koniec niespodzianek.
Projekty innych
zapowiadanych zmian są odkładane ad acta jak np. obniżenie wieku
emerytalnego lub przybierają karykaturalne formy np. darmowe leki
dla osób 75+.
Wszelkie działania
legislacyjne są prowadzone ad hoc i duży szacunek dla ministra
finansów, który co jakiś czas naraża się swoim szefom,
wypowiadając swoje zastrzeżenia- ale to nic nie da.
Rząd by mógł się
utrzymać musi działać, byle jak ale musi dać coś ludziom teraz,
już, zaraz.
Potem się będziemy martwić jak to poprawić i jak z
tego wybrnąć- taka jest dewiza obecnych działań rządu –
totalna partyzantka i chaos. A całe to zamieszanie ma jeszcze jedną
dobrą dla rządzących cechę- jak to mówią „w mętnej wodzie
ryby się łowi”. Gdy opozycja jest zajęta krytyką ustaw i
programów PiS otoczenie nowej władzy przejmuje zarządy spółek
skarbu państwa, agencje i urzędy publiczne. To nic, że przez
osoby nawet skompromitowane. Jednym się uda i nikt nie zauważy a
inni mają pecha i dziennikarze ( hieny lewicowe ) wyłapią
delikwenta, nagłośnią i trzeba decyzję cofnąć. Nie tu to uda
się gdzie indziej, przy większym zamieszaniu- taka jest obecnie
polityka kadrowa władzy- upchać swoimi ludźmi wszelkie decydenckie
stołki i to nic, że są niekompetentni, skompromitowani ale byli
lojalni wobec władz partii więc coś im się należy. BMW- bierny,
mierny ale wierny.
Gmeranie w naszych
kieszeniach , bo przecież podnoszenie podatków i opłat to nic
innego jak wyciąganie pieniędzy z naszych kieszeni jest podyktowane
szlachetnym i wzniosłym programem 500+. Hasło dające zwycięstwo w
realizacji jest jedną wielką pomyłką. Celem tego programu jest
podniesienie dzietności rodzin i ich wsparcie jednak w kształcie
jak jest obecnie całkowicie rozmija się z zakładanymi celami.
Miało być „na
każde dziecko” ale jest na drugie- cóż będzie niby taniej ale
to jednocześnie podważa całą idee tego programu bo przecież żeby
było drugie musi być to pierwsze a na to akurat pieniędzy nie ma.
Wykluczonych zostaje ponad 3 mln dzieci (?!) i to tych z najuboższych
rodzin wchodzących często w życie rodzinne. Dodać należy, że
pieniądze będą wydawane bez górnych kryteriów dochodowych czyli
jeśli rodzina z dwojgiem dzieci posiadająca dochody nawet ponad 10
tyś miesięcznie otrzyma 500 zł podobnie jak i rodzina na skraju
ubóstwa. Czy te 500 zł zmobilizuje rodzinę o wysokich dochodach do
posiadania następnych dzieci? Nie. Bo ich przecież byłoby na to
stać i bez programu 500+. Podobnie jak z młodymi małżeństwami,
które pragną mieć dzieci ale brak im na to mieszkania, stabilnej
pracy a 500 zł przy kosztach utrzymania 4-ro osobowej rodziny to
kropla w morzu potrzeb. Nie zachęci raczej nikogo do dzietności.
Aby zwiększyć
przyrost należy podejść do sprawy systemowo. Te same pieniądze
wyłożone w sprawny system spierania dzietności rodzin, w pomoc
młodym ludziom decydującym się na potomstwo i pomoc w jego
wychowaniu dałaby większy efekt. Można by wykorzystać już
istniejący program KARTA DUŻEJ RODZINY jako bazy wyjściowej dla
wspierania rodziców w wychowywaniu potomstwa. Wystarczyło poszerzyć
krąg adresatów programu i wprowadzić dalesze udogodnienia dla osób
należących do programu. Prawdopodobnie byłoby lepiej i
efektywniej. A tak w ogóle to czas by zając się podniesieniem
poziomu życie ludzi. Bo nikt nie zdecyduje się na dziecko jeśli
wiąże koniec z końcem pracując po 180-200 godzin miesięcznie za
1400 zł. Musiałby być chyba masochistą i człowiekiem
nieodpowiedzialnym- nawet te 500 zł nie poprawią jego poziomu życie
by żyć godnie bo czasu na wychowanie i tak mu będzie brakować.
Czy nie lepiej byłoby wprowadzić stawki minimalne -10 zł netto,
podnieść płacę minimalną do godziwego poziomu, zwiększyć kwotę
wolną od podatku ( Trybunał Konstytucyjny już dawno się o to
upominał) , stworzyć system wspierania powstawania nowych miejsc
pracy. Te same pieniądze byłyby efektywniej wykorzystywane. Jest
jeszcze inne kwestia gdzie mają wychowywać swoje dzieci
(beneficjenci Programu 500+) obecni trzydziestolatkowie bo jak na
razie większość z nich mieszka jeszcze z rodzicami ( Roczniki
statystyczne z ostatnich dwóch lat)? Państwo PiS mówi – Rodźcie
dzieci my wam damy 500 zł i martwcie się sami co dalej. Nie jest to
żadna zachęta.
Gdy wszystkie braki
tego programu zaczęły wychodzić na jaw a inne działania rządu
okazały jedną wielką lipą to co władza robi?
Zaczyna się powrót
do IV RP czyli walka hakami , teczkami, pomówieniami.
Podgrzewa się
emocje ludzi, dzieli, skłóca. Najgorsze jest w tym wszystkim to że
nie szanuje się żadnego autorytetu, żadnych wartości, żadnego
poświęcenia – niszczy się, gnoi, opluwa.
Robi się z Polski
jedno wielkie bagno. Cały świat patrzy na to ze zdumieniem. O co
chodzi?
Chodzi o to by
przykryć własną niekompetencję, nieudacznictwo i zaciąganie
długów przez budżet- to już od stycznia 20 MILIARDÓW ZŁOTYCH!
Gdy obcina się budżety instytucji broniących praw obywatela daje
się lekką ręką pieniądze na Świątynię Opatrzności Bożej (
Bóg już dawno się jej wyrzekł), na zwiększenie Funduszu
Kościelnego ( który dawno powinien zostać zlikwidowany a KK
utrzymywać się winien z podatków wiernych jak w normalnym
cywilizowanym świecie) na chore pomysły Ojca Imperatora z Torunia i
ŚDM w Krakowie.
I tak dla doraźnych
celów wewnętrznych zniszczono, to już się stało w przeciągu
zaledwie 3 miesięcy) cały dorobek ostatnich lat. Tyle wyrzeczeń
społeczeństwa, lat zaciskania pasa by żyć w lepszym kraju i być
dumnym z niego – to wszystko zostało zaprzepaszczone w rekordowo
krótkim czasie. Ale do władzy to nie dociera oni prezentują Efekt Krugera- Dunninga.
Tylko tak można wyjaśnić ich samozadowolenie z tworzenia tego bagna.
Smutne to.
piątek, 19 lutego 2016
Lech Wałęsa- SZACUN.
Dziś krótko i na
temat.
Piszę dziś tą
swoją opinię bo szum informacyjny jest duży a przyzwoitość
nakazuje mi zabrać głos tej sprawie. Nie można przejść obojętnie
obok niszczenia człowieka i to człowieka symbolu jakim jest dla
całego świata Lech Wałęsa.
Nigdy nie byłem
jego zwolennikiem. Uważałem go za bufona i narcyza co przy jego
wykształceniu powodowało śmieszność ale…
To co obecnie dzieje
się wokół tego człowieka to nagonka zmierzająca do
zdyskredytowania go jako przewodniczącego Solidarności, jako
człowieka który stanął na czele i „porwał” 10 mln Polaków w
ruchu sprzeciwu społecznego dla bądź co bądź władzy
totalitarnej- komunizmu.
To nie „w kij
dmuchał”, on stał się wtedy symbolem walki w władzą, która
czasem w bezwzględny sposób obchodziła się z oponentami a
pamiętać należy, że obok tego, że był związkowcem był też i
ojcem, miał rodzinę na utrzymaniu i za swoich bliskich ponosił
odpowiedzialność ( nie to co Jarosław Polskęzbaw).
Dla mnie Wałęsa to
symbol zmian, symbol przeprowadzenia Polski przez transformację
ustrojową, upadku komunizmu i nic tego nie zmieni. Jest większym
symbolem niż JP II ze swoją polityką zamiatania pod dywan
pedofilii i afer finansowych.
Czy Lech podpisał
lojalkę czy też nie – NIE MA TO DLA MNIE ŻADNEGO ZNACZENIA!
Swoją droga wiem
jak powstawały akta osobowe TW. Byli tacy co faktycznie donosili,
byli tacy co nie wiedzieli, że donoszą i że mają teczki założone,
byli tacy którym zakładano teczki TW choć nigdy nie mieli nic
wspólnego ze SB a informacje które rzekomo przekazywali pochodziły
od innych źródeł a byli i tacy, którzy donosili ale nic nie
podpisywali i nie zakładano im żadnych teczek ( informacje od nich
przypisywano innym ). T wszystko nie jest takie proste jak się
wydaje, zwłaszcza, że służby prowadziły grę, swoją grę o
istnienie.
Czy nikogo nie
zastanawia fakt, że niby Wałęsa współpracował z SB i był
internowany a Jarosław Polskęzbaw, który nie współpracował –
nie? To może dlatego dziś mamy taką swoistą zemstę po latach.
Dodatkowym aspektem
całego tego szumu jest przykrycie nieudolnych rządów. Co rusz to
wpadka, blamaż i totalna niekompetencja. Trzeba rzucić coś ludziom
„na pożarcie” a gdy zajmą się sporami wobec tematu budzącego
emocje, można dalej uprawiać swoją amatorszczyznę.
Lech Wałęsa to
może nie Człowiek z Żelaza, może nie Człowiek z marmuru ale
człowiek z krwi i kości- człowiek- symbol! I takiemu należy się
SZACUNEK I UZNANIE dla tego co zrobił w swym życiu.
niedziela, 7 lutego 2016
Na zachód- tam jest cywilizacja!
Nie tak dawno, przy
okazji wyborów parlamentarnych, na jednym z portali zgorzeleckich
pokazało się zdjęcie mapy Rzeczpospolitej Obojga Narodów gdzie
niby sięgała od morza do morza z komentarzem jakoby p. Premier
Kopacz była przeciw powrotowi Polski do potęgi kraju sprzed wieków.
Hmm… fajnie by było gdyby faktycznie tak było( chodzi o obszar
kraju). Prawda jednak była zupełnie inna- wystarczy zajrzeć do
podręczników historii.
Twórca wpisu
zapomniał jednak dodać, że mapa ta jest dziwnie pokolorowana w
różnych rejonach tejże „potęgi” , gdyby zechciał to
wyjaśniać to okazałoby się, że część tych terenów to jedynie
państwa składające hołd lenny lub uznające zwierzchność
Rzeczpospolitej. Sprawy jeszcze bardziej się komplikują gdy
zaczniemy dociekać na ile ta zwierzchność była faktyczna a na ile
służyła tylko doraźnym celom politycznym lenników. Bo jak się
okazuje, Korona nie miała żadnego pożytku z tego wasala.
Pamiętam jak byłem
na wykładzie dotyczącym Unii Lubelskiej na UJ. Ja świeżo
upieczony maturzysta z wiedzą naładowaną w liceum usłyszałem z
ust wykładowcy tezę że unia lubelska doprowadziła do upadku I
Rzeczpospolitej.
Jak to? O co chodzi?
Przecież powiększyliśmy swoje terytorium, pokonaliśmy zakon
krzyżacki, stworzyliśmy jedną z największych w Europie dynastii,
byliśmy mocarstwem!
Powoli w czasie
trwania wykładu całość zagadnienia i problemu zaczęła pojawiać
się w innym świetle.
Wykładowca ( nie
pamiętam już nazwiska profesora bo to przecież minęło 32 lata)
krok po kroku rozwiewał moje i innych słuchaczy wątpliwości.
Jaka to dynastia?
Jagiellonowie dziedziczyli w Wielkim Księstwie litewskim tron
natomiast w Koronie musieli zabiegać o to u magnatów i szlachty (
przywileje Koszyckie) a to nie było już takie łatwe bo za każdym
razem pojawiały się żądania coraz większych przywilejów i
korzyści.
Powiększył się
obszar, ale ten że obszar to w większości nie zamieszkane puste
przestrzenie, należy przy tym dodać, że Księstwo Litewskie było
uboższe i ekonomicznie doprowadziło do rozproszenia ekonomicznego
Korony. Na puste tereny, żyzne ziemie zaczęła ściągać polska
szlachta ze swoją tradycją, religią i ludźmi co doprowadziło do
zubożenia miast w Koronie i wzrostu wyzysku chłopstwa. Szlachcie
litewskiej i ruskiej nadano podobne przywileje jak polskiej. To
doprowadziło do dramatycznych napięć pomiędzy rdzennymi
mieszkańcami a przybyszami z Korony. Zasiedlone tereny to urodzajne
ziemie które dostarczały zboża, owszem staliśmy się „spichlerzem
Europy” ale jednocześnie szlachta czyli rycerze i obrońcy stali
się rolnikami. Wyrastały majątki, bogactwo i możnowładztwo
zainteresowane obroną tylko wtedy gdy chodziło o ochronę ich
własności. Stać ich było na własną milicję, własnych
żołnierzy ale do obrony przed zakusami sąsiadów lub poborców
podatkowych. Nie jeden raz zdarzało się z z obozu pospolitego
ruszenia rejterowano bo zbliżały się żniwa czy sianokosy. „ Nie
zginie Rzeczpospolita przez te dwa tygodnie” to zdanie
wypowiedziane przez Kmicica w „Potopie” obrazuje jak bardzo
zmieniła się świadomość polskiego rycerstwa- szlachty. Cóż z
tego ze dysponowaliśmy bitną armią, później słynną husarią,
przed siłą której drżały największe potęgi ówczesnego świata,
gdy na jej utrzymanie nie miał kto łożyć. Król prze każdą
wojną musiał zabiegać o daninę do królewskiego skarbca.
Unia Lubelska i
następne wciągnęły Polskę w orbitę działań na wschodzie, w
niekończąca się wojnę o granice w Tatarami, Turcją, Rosją. To
ciągły drenaż majątku i sił ekonomicznych Korony. Zapomniano
wtedy o zachodnich ziemiach słowiańskich na pomorzu, na Śląsku
gdzie wymierająca dynastie piastowskie zastępowano czeskimi i
niemieckimi. Żadnego wsparcia dla Słowian zachodnich wypieranych
ekonomicznie przez żywioł niemiecki i duński.
Polska powoli
odwracała się od Europy zachodniej a pogrążała się na wschodzie
i południu.
Jedynie królowa
Bona starała się przywrócić blask tronu królewskiego ale jej
wysiłki niestety nie spotkały się ze zrozumieniem- chyba
wyprzedzała swoje czasy. Nie była w stanie pokonać typowo
polskiego myślenia „tu i teraz a po nas choćby potop”. Jako
przedstawicielka zachodu nie rozumiała, jak można działać na
niekorzyść państwa i króla w obronie tylko swego majątku. Jej
działania na rzecz wzmocnienia pozycji króla ( Zygmunta Starego ) a
więc odbieranie królewszczyzn, usprawnienie aparatu podatkowego,
wsparcie mieszczaństwa zakończyło się „wojną kokoszą” i
upadkiem jej ambitnych planów. Ona miała świadomość, że tzw.
Hołd Pruski (1525r. ) jak i pozostałe hołdy lenne to tylko wybieg
polityczny przed silniejszym sąsiadem ale nie rodzi w sumie żadnych
konsekwencji.
Cóż z tego, że lennicy oddawali cześć Koronie jak
z daninami już bywało różnie a o wsparciu orężem gdy zachodziła
potrzeba to już w ogóle można było wróżyć z fusów czy
nadejdzie. Polska od morza do morza to pięknie brzmi ale fakty są
takie, że w utrzymanie takich granic Rzeczpospolita angażowała
swoje siły nad miarę- to był początek końca. Kolos na glinianych
nogach. Do tego wszystkiego Kościół katolicki prowadzący misję
nawracania rdzennej ludności prawosławnej prowadził do buntów
chłopstwa i szlachty ukraińskiej wyznającej prawosławie. Brak
spokoju na granicach i wietrzne spory wewnętrzne – to faktyczny
obraz Rzeczpospolitej międzymorza. Nic to, że zdobyliśmy Moskwę
(1612r.) gdy nie byliśmy w stanie jej utrzymać. Coraz częściej
stać nas było jedynie na chwilowy zryw a nie na kształtowanie
jakiejś długotrwałej polityki. Odrzucano wzory docierające do nas
z zachodu a pogrążano się we wschodniej modzie na zwyczaje, stroje
, broń. Stworzono nawet mitologię by móc utrzymać status quo –
sarmatyzm i ideę przedmurza chrześcijaństwa. Choć niczemu
praktycznemu nie służyły ale poprawiało to samopoczucie
pogrążającej się w warcholstwie szlachcie.
To jak bardzo
glinianym był ten kolos może świadczyć Potop Szwedzki, kraj
zalały obce wojska, zdemolowały go ograbiły a król „niby
mocarstwa” nie był w stanie przeciwstawić się temu.
Wyparliśmy
Szwedów, choć tak naprawdę to oni byli zainteresowani jedynie
łupami i zrzeczeniem się praw do tronu Szweckiego. Szlachta polskim
zwyczajem odśpiewała „ Nic się nie stało, Polacy nic się nie
stało” i wróciła do swoich przywar. Żadnej nauki, żadnego
zastanowienia. Już wtedy czas było na wyciągnięcie wniosków ale…
nie dotarły do świadomości nowinki techniczne, nowa broń i nowe
strategie. Czas husarii się kończył ale … panowie szlachta tego
nie widziała bo to zachodnie to jakieś i takie nie nasze.
Gdy ktoś pokazuje
mapy potęgi Polski to trzeba zawsze mieć na uwadze, że mamy
manierę do wielkości ale … patrzeć trzeba pod nogi, po czym się
stąpa. Choćby największe imperium upadnie gdy brak mu fundamentów.
Dodam, że fundamentami na pewno nie są wartości chrześcijańskie-
tak dla przypomnienia dodam.
Fundamentem musi być
siła ekonomiczna i wizja racjonalna mierzona na miarę możliwości.
Na nic pozorna
potęga i przewodnictwo nad innymi krajami gdy nie ma się argumentów
by swą pozycję uzasadniać. Mitologia to za mało zdecydowanie.
Obecnie słyszę o
powrocie do polityki jagiellońskiej. Jakiej??? Ten ktoś kto wygasza
takie poglądy to chyba ma jakieś omamy. Nie ma takiej drogi. Nie ta
rzeczywistość. Nie jesteśmy w stanie zainteresować taką wizją
ani Ukraińców, ani tzw. Trójkąt Wyszehradzki. Nie ma takiego
odzewu a i pozycja Polski od października ub. roku gwałtownie się
obniża.
Coraz mniej mamy do zaoferowania, przestajemy być graczem w
polityce Europejskiej a stajemy się znowu problemem Europy. Odsuwamy
się od niej. Mamy do wyboru wschód lub zachód. Innego wyjścia nie
ma- czy ta prosta alternatywa jest zbyt skomplikowana intelektualnie
dla rządzących?
Polityka balansu
jaką chciał uprawiać Lech Kaczyński to mrzonka, blef
intelektualny i szkodliwy dla interesu kraju.
Balansować można
gdy jest się graczem mającym asy, karty przetargowe a my ich nie
mamy a te które mamy rzuciliśmy niedawno na stół, bo się
rządzącym nie podobały czyli demokracja, sojusz i dobra współpraca
z Niemcami. W chwili obecnej nie mamy nic.
Polityka balansu
poniosła już raz klęskę w 1939 roku, też tylko dlatego, że
byliśmy za słabi. Nie można popełniać znowu tego samego błędu.
Cały ten dzisiejszy
tekst ma pokazać, że jedynym i właściwym kierunkiem w jakim winna
podążać Polska to kierunek zachodni, bo tylko tam jest nasza
szansa na rozwój i trwałość państwa. Musimy znowu odzyskać
wiarygodność państwa przewidywalnego by być graczem w tym gronie
a jak na razie … od zaledwie kilku miesięcy tracimy to co
uzyskaliśmy przez parę ostatnich lat. Czy ktoś zrozumie, że nic
nam się nie należy tylko dlatego, że „jesteśmy”. Musimy
współpracować, musimy coś zaoferować by też i otrzymywać- to
taka prosta wymiana. Niby prosta ale jak się okazuje nie dla
wszystkich. Wolimy warcholić, jątrzyć, dzielić społeczeństwo,
obrażać sąsiadów, wypominać im krzywdy z przeszłości i
oczekiwać, że cała Europa i USA będą tym zachwyceni i będą
zabiegać o nasze względy- śmieszne.
sobota, 6 lutego 2016
Bieszczady, ach...
Bieszczady! - PIĘKNE BIESZCZADY!
Wspaniała kraina, zapierające dech w piersiach widoki, urokliwe przysiółki pośród porośniętych lasem gór. Dziewicza przyroda nie zadeptana jeszcze przez turystów. Ustronia gdzie cisza taka, że można słyszeć własne myśli oraz POŁONINY- coś unikatowego na miarę całej Europy- tam człowiek czuje się wolny. Magia połonin powoduje, że wspinając się na nie gdzieś po drodze zostawiamy wszystkie swoje problemy, „wszystko co nas męczy”- Tego nie znajdziemy w Tatrach, Karkonoszach, Fogarach ( to znam z autopsji) czy innych górach.
Często przeglądam zdjęcia umieszczane przez znajomych na fb przedstawiające to piękno.
Tak ciagle tęsknię za Bieszczadami, ale …
Nasuwa się jednak powiedzenie Naczelnika Piłsudskiego „ … piekny kraj, tylko ludzie k...wy”. No nie tak drastycznie bym to opisywał bo tak drastycznie w rzeczywistości nie jest a i kontekst nie ten. Jednak to co sprawia, że mimo wszystko cieszę się, że wyjechałem z Bieszczad to fakt, że tam można się „udusić”.
Tam wciąż króluje świadomość I poł. XX wieku. Tam pan, wójt i pleban rządzi.
Pan- ktoś bogatszy, który zatrudnia ludzi jest swego rodzaju władcą i dysponentem życia swoich pracowników. Bardzo mała ilość firm powoduje, że ludzie muszą się podporządkować pracodawcy- pełna dyspozycyjność, minimalne wynagrodzenie ( nawet poniżej minimalnego), zgodność przekonań politycznych i … chodzenie do kościoła.
Wójt- czyli przedstawiciel władzy. Toż to Pan i Władca, nie ważne czy samorządowiec czy urzędnik państwowy. To przed nim trzeba czapkę zdejmować, kłaniać się mu i o jego względy zabiegać, bo przecież nie wiadomo kiedy trzeba będzie się w jakiejś sprawie udać do NIEGO by coś załatwić.
Pleban- Ten to już ma wszystkich „pod sobą” ( czasem w cudzysłowie a czasem dosłownie). Tak naprawdę to przedstawiciel kościoła rządzi tam na wszystkich szczeblach. Ma przewagę nad Panem i Wójtem- bo to on co niedziela wygłasza kazanie i to on wskazuje co jest „słuszne” a co nie, co należy pochwalić a co nie, kto jest dobry a kto wróg. Z plebanem nikt nie zadrze, owszem zdarzają się przypadki, że zazdrosny mąż obije twarz plebana gdy ten sypia z jego żoną- ale to „cicho sza”- ot, takie „porachunki między facetami”. Wszyscy wszystko wiedzą ale nikt głośno nie powie, lokalna prasa nie napisze, a gdyby nawet to wierne kobieciny w podeszłym wieku staną murem za swym plebanem.
Gdy pleban sprawuje swą niepodzielną władzę to ni jak by inna niż PiS opcja miała coś do gadania.
Musi rządzić, musi być we wszystkim i musi mieć rację! To nic, że szpital zamkną za długi ale to przecież szpital rządzony przez PiS czyli „właściwy” a lewacy nie chcą dalej ładować pieniędzy w źle zarządzaną jednostką. Drżyjcie – pleban i wójt już idą w odsiecz!
Dziwne, to układy. Pleban rządzi tam całym światem.
A przecież nie tak daleko, bo tylko 30 min. drogi ze stolicy Bieszczad, przez Radoszyce” wjeżdża się do Słowacji a tam świat już inny. Słowacja przeżyła boleśnie rządy plebana. To ksiądz Tiso zainicjował powstanie pierwszej Republiki Słowacji , która nota bene w 1939 razem z III Rzeszą najechała na Polskę i jej wojska dotarły do Sanoka. - w Bieszczadach o tym „cicho sza”. Słowacy po tychże rządach plebana mają taki uraz, że dziś więcej obywateli wierzy w UFO niż chodzi do kościoła.
Ten przykład do czego prowadzi zwierzchnia władza plebana nie dociera do ludzi w Bieszczadach i nie tylko bo to przecież jest problem całej „ściany wschodniej”.
Mam wielu znajomych ( może miałem do dziś) w Bieszczadach, rozmawiam z nimi i wiem, że tak faktycznie myślą inaczej ale… Mam też rodzinę, ale oprócz niej to trudno jest znaleźć kogoś kto nie tylko prywatnie może deklarować inne preferencje polityczne a oficjalnie „musi mieć inne stanowisko”. „ No, wiesz Marek ja tu żyję, mam dzieci, dom do spłacenia- muszę” - tak często słyszę. Fakt- środowisko małe – w jednym końcu miasta kichniesz a w drugim krzykną „ na zdrowie”. Nie da się być TAM niepokornym a jeśli nawet to trudno, bardzo trudno! Chyba, że jest się jest bogatym jak jeden z moich naprawdę bliskich znajomych, który kwituje wszystko „ mam ich w d...e , żyję swoim życiem a innym wara od tego”- ale on sobie może na to pozwolić.
Czyja wina, że „ściana wschodnia” to taki zaścianek? To wina Tuska!
Ach, chciałoby się powiedzieć ale nie jest to takie oczywiste. To raczej długoletnich zaniedbań. Źródła ich to już czasy zaborów i nierównomiernego ich rozwoju. II Rzeczpospolita próbowała to nadrobić budując COP ale nie zdążyła. Komuniści też jakoś zbagatelizowali ten rejon kraju zajmując się „ziemiami wyzyskanymi” a III RP to już różnie bywało. Jednak różnice w rozwoju przekładają się również na mentalność mieszkańców i ich preferencje polityczne. Zgnuśniałymi i „zaczadzonymi” środowiskami łatwiej sterować- wystarczy dobra ambona i radio RM.
Jednak cywilizacji nikt nie powstrzyma i wolna , swobodna myśl dotrze i tam w te malownicze tereny a gdy się to stanie- będą one perłą w koronie naszego kraju, bo na razie jest tam duszno.
Trzeba tylko przetrwać te cztery lata manipulacji. Bo pierwsze sygnały już z dochodzą, że „Nie tak miało być.” Cóż, dotarło, że pleban nie ma racji?
Ludziska z Bieszczad! Macie coś co Was uleczy! POŁONINY!
Zbliża się wiosna a gdy nastanie idźcie na Połoninę, usiądźcie na kamieniu, odetchnijcie pełną piersią, rozejrzyjcie się wokół i zobaczycie- BÓG i pleban to zupełnie inne rzeczy nie mające nic ze sobą wspólnego.
Wspaniała kraina, zapierające dech w piersiach widoki, urokliwe przysiółki pośród porośniętych lasem gór. Dziewicza przyroda nie zadeptana jeszcze przez turystów. Ustronia gdzie cisza taka, że można słyszeć własne myśli oraz POŁONINY- coś unikatowego na miarę całej Europy- tam człowiek czuje się wolny. Magia połonin powoduje, że wspinając się na nie gdzieś po drodze zostawiamy wszystkie swoje problemy, „wszystko co nas męczy”- Tego nie znajdziemy w Tatrach, Karkonoszach, Fogarach ( to znam z autopsji) czy innych górach.
Często przeglądam zdjęcia umieszczane przez znajomych na fb przedstawiające to piękno.
Tak ciagle tęsknię za Bieszczadami, ale …
Nasuwa się jednak powiedzenie Naczelnika Piłsudskiego „ … piekny kraj, tylko ludzie k...wy”. No nie tak drastycznie bym to opisywał bo tak drastycznie w rzeczywistości nie jest a i kontekst nie ten. Jednak to co sprawia, że mimo wszystko cieszę się, że wyjechałem z Bieszczad to fakt, że tam można się „udusić”.
Tam wciąż króluje świadomość I poł. XX wieku. Tam pan, wójt i pleban rządzi.
Pan- ktoś bogatszy, który zatrudnia ludzi jest swego rodzaju władcą i dysponentem życia swoich pracowników. Bardzo mała ilość firm powoduje, że ludzie muszą się podporządkować pracodawcy- pełna dyspozycyjność, minimalne wynagrodzenie ( nawet poniżej minimalnego), zgodność przekonań politycznych i … chodzenie do kościoła.
Wójt- czyli przedstawiciel władzy. Toż to Pan i Władca, nie ważne czy samorządowiec czy urzędnik państwowy. To przed nim trzeba czapkę zdejmować, kłaniać się mu i o jego względy zabiegać, bo przecież nie wiadomo kiedy trzeba będzie się w jakiejś sprawie udać do NIEGO by coś załatwić.
Pleban- Ten to już ma wszystkich „pod sobą” ( czasem w cudzysłowie a czasem dosłownie). Tak naprawdę to przedstawiciel kościoła rządzi tam na wszystkich szczeblach. Ma przewagę nad Panem i Wójtem- bo to on co niedziela wygłasza kazanie i to on wskazuje co jest „słuszne” a co nie, co należy pochwalić a co nie, kto jest dobry a kto wróg. Z plebanem nikt nie zadrze, owszem zdarzają się przypadki, że zazdrosny mąż obije twarz plebana gdy ten sypia z jego żoną- ale to „cicho sza”- ot, takie „porachunki między facetami”. Wszyscy wszystko wiedzą ale nikt głośno nie powie, lokalna prasa nie napisze, a gdyby nawet to wierne kobieciny w podeszłym wieku staną murem za swym plebanem.
Gdy pleban sprawuje swą niepodzielną władzę to ni jak by inna niż PiS opcja miała coś do gadania.
Musi rządzić, musi być we wszystkim i musi mieć rację! To nic, że szpital zamkną za długi ale to przecież szpital rządzony przez PiS czyli „właściwy” a lewacy nie chcą dalej ładować pieniędzy w źle zarządzaną jednostką. Drżyjcie – pleban i wójt już idą w odsiecz!
Dziwne, to układy. Pleban rządzi tam całym światem.
A przecież nie tak daleko, bo tylko 30 min. drogi ze stolicy Bieszczad, przez Radoszyce” wjeżdża się do Słowacji a tam świat już inny. Słowacja przeżyła boleśnie rządy plebana. To ksiądz Tiso zainicjował powstanie pierwszej Republiki Słowacji , która nota bene w 1939 razem z III Rzeszą najechała na Polskę i jej wojska dotarły do Sanoka. - w Bieszczadach o tym „cicho sza”. Słowacy po tychże rządach plebana mają taki uraz, że dziś więcej obywateli wierzy w UFO niż chodzi do kościoła.
Ten przykład do czego prowadzi zwierzchnia władza plebana nie dociera do ludzi w Bieszczadach i nie tylko bo to przecież jest problem całej „ściany wschodniej”.
Mam wielu znajomych ( może miałem do dziś) w Bieszczadach, rozmawiam z nimi i wiem, że tak faktycznie myślą inaczej ale… Mam też rodzinę, ale oprócz niej to trudno jest znaleźć kogoś kto nie tylko prywatnie może deklarować inne preferencje polityczne a oficjalnie „musi mieć inne stanowisko”. „ No, wiesz Marek ja tu żyję, mam dzieci, dom do spłacenia- muszę” - tak często słyszę. Fakt- środowisko małe – w jednym końcu miasta kichniesz a w drugim krzykną „ na zdrowie”. Nie da się być TAM niepokornym a jeśli nawet to trudno, bardzo trudno! Chyba, że jest się jest bogatym jak jeden z moich naprawdę bliskich znajomych, który kwituje wszystko „ mam ich w d...e , żyję swoim życiem a innym wara od tego”- ale on sobie może na to pozwolić.
Czyja wina, że „ściana wschodnia” to taki zaścianek? To wina Tuska!
Ach, chciałoby się powiedzieć ale nie jest to takie oczywiste. To raczej długoletnich zaniedbań. Źródła ich to już czasy zaborów i nierównomiernego ich rozwoju. II Rzeczpospolita próbowała to nadrobić budując COP ale nie zdążyła. Komuniści też jakoś zbagatelizowali ten rejon kraju zajmując się „ziemiami wyzyskanymi” a III RP to już różnie bywało. Jednak różnice w rozwoju przekładają się również na mentalność mieszkańców i ich preferencje polityczne. Zgnuśniałymi i „zaczadzonymi” środowiskami łatwiej sterować- wystarczy dobra ambona i radio RM.
Jednak cywilizacji nikt nie powstrzyma i wolna , swobodna myśl dotrze i tam w te malownicze tereny a gdy się to stanie- będą one perłą w koronie naszego kraju, bo na razie jest tam duszno.
Trzeba tylko przetrwać te cztery lata manipulacji. Bo pierwsze sygnały już z dochodzą, że „Nie tak miało być.” Cóż, dotarło, że pleban nie ma racji?
Ludziska z Bieszczad! Macie coś co Was uleczy! POŁONINY!
Zbliża się wiosna a gdy nastanie idźcie na Połoninę, usiądźcie na kamieniu, odetchnijcie pełną piersią, rozejrzyjcie się wokół i zobaczycie- BÓG i pleban to zupełnie inne rzeczy nie mające nic ze sobą wspólnego.
czwartek, 14 stycznia 2016
Pole minowe czyli zakupy z kobietą. Cz. I
Sobotni poranek.
Małżeństwo po przebudzeniu zasiada do kawy.
Aromat świeżo
zaparzonej kawy rozchodzi się po mieszkaniu i miło łechcąc zmysły
wprowadza nastrój relaksu i miłego nastroju. On siedząc naprzeciw
swej lubej popijając łyk aromatycznego napoju spogląda na swą
ukochaną wpatrując się w jej oczy. Idylla.
Na jej twarzy maluje
się lekki uśmiech. Naraz pod wpływem jakiegoś impulsu, jej twarz
się zmienia, uśmiech staje się bardziej wyrazisty a oczy wpatrzone
bezpośrednio w jego oczy.
- Kochanie… -
zaczyna nieśmiało. Jemu przychodzą do głowy myśli dość
bałamutne. Może to pod wpływem nastoju przyszła ochota na „coś
więcej” niż tylko wspólne picie kawy. Ach. Rozmarzył się i już
był gotów do działania, ale nastąpił ciąg dalszy zdania.
- Zbliża się
wiosna i tak sobie pomyślałam, że potrzebuję nowego płaszczyka.
Wiesz, ten stary już trochę się zużył, a poza tym Irenka
(koleżanka z pacy- modnisia) już sobie kupiła. Co ty na to?-
dokończyła swoją wypowiedź umilając ją swoim najsłodszym
uśmiechem.
Jemu, no cóż,
opadły emocje ( i nie tylko emocje) a myśli zaczęły przebiegać w zupełnie innym
rejonie ciała to znaczy w okolicach gdzie przeważnie nosił
portfel. Szybko rachuje posiadane zasoby. No coś by się wyskrobało, wymiana oleju i kabli w samochodzie muszą poczekać
– pomyślał.
-Tak, Kochanie-
powiedział tonem raczej pytającym niż potwierdzającym. Intuicja
podpowiadała mu, że to niebezpieczne wyrywać się z jakąś inną
odpowiedzią.
Miał rację. Powoli
zaczął być wciągany na pole minowe- zakupy.
- Może dziś
pojechałabym pochodzić po sklepach i zobaczyć. - zaczęła
nieśmiało acz tonem podkreślającym, że nie wchodzi w rachubę,
żadna alternatywa.
- Dobrze kochanie.
Dziś faktycznie wolne, żadnych gości się nie spodziewamy ani też
nic pilnego nie ma do roboty. Dobrze więc rozejrzyj się. -
pojednawczo odpowiedział nie przeczuwając lub raczej usuwając
przeczucie niebezpieczeństwa na dalszy plan.
- Fajnie! To może
byśmy tak razem pojechali ( to był już cios bezpośredni) i
doradziłbyś.- rozwiała wszelkie nadzieje na spokojny dzień.
Teraz myśli
porzuciły już określanie stanu konta, na szybkie szukanie wymówki.
No ale co tu wymyśleć tak na poczekaniu. Niestety nie da się.
- Ok. - wyszeptał.
To oznacza już tylko jedno- KŁOPOTY.
Tak to w jednej
chwili z idylli zaczął się powoli rozwijać wątek tragedii.
Ta sama para trzy
godziny później. Po przejściu 4 sklepów i stoisk, przerzuceniu
kilkudziesięciu płaszczy i płaszczyków- ten ma zły fason, ten za
małą stójkę, ten- „ no sam widzisz, dla kogo oni to szyją”,
ten kolor ma nie taki. W końcu jest. O ten to muszę przymierzyć!-
i jak powiedziała tak zrobiła udając się w kierunku
przymierzalni. Facet stoi i kombinuje jak tu się wyłgać od
odpowiedzi na sakramentalne pytanie- I jak wyglądam?.
On już wie, że
jest skazany na porażkę, bo na takie pytanie nie ma dobrej
odpowiedzi. Każda jest zła.
Powie- Dobrze.
Natepuje riposta- Dla Ciebie to nawet gdybym ubrała worek po
kartoflach to powiesz „dobrze”. Nie widzisz, że tu odstaje a tu
za ciasny?
Powie – Źle. To
od razu usłyszy- No tak tobie to się nic nie podoba. Pewnie
żałujesz pieniędzy bo dla ciebie samochód ważniejszy niż ja.
Itd.
Spróbuje wybrnąć
wymijającą odpowiedzią – No , właściwie może być. Nie to
nie jest dobre rozwiązanie. Zaraz usłyszy, że nie wiadomo po co go
zabierała ze sobą jak w niczym nie może jej pomóc, na niczym się
nie zna i w ogóle. Przecież to gołym okiem widać, że na nią nie
pasuje ( lub pasuje) a on by tylko chciał mieć święty spokój
zamiast jej doradzić, wykrzesać trochę zaangażowania.
Stoi ten biedaczysko
przed przymierzalnią i kombinuje jak by tu przy najmniejszych
stratach emocjonalnych wybrnąć z problemu.
Naraz zasłona się
odsuwa i wychodzi jego kobieta w płaszczyku
- No i co o tym
myślisz?- rzecze. Czy nie pogrubia mnie? - tu już dobija
nieszczęśnika ( w tym przypadku wiadomo, że wyrok to już kwestia
czasu)
- Co myślę? Ano
myślę, że tak wspaniale się dzień zapowiadał.
Ciąg dalszy już
dopiszcie sobie sami na podstawie własnych doświadczeń choć
wiadomo, że on tj. mężczyzna znowu poległ.
sobota, 9 stycznia 2016
2015/2016
WITAJCIE W NOWYM ROKU.
Wszystkim czytelnikom spóźnione ale szczere życzenia spełnienia wszelkich marzeń i planów. Dużo zdrowia i radości w tym Nowym 2016 Roku.
Ach jak ten czas szybko leci. Im dłużej żyję, tym szybciej czas pędzi. Podejrzewam, że wszyscy tak mamy.
Dziś ani słowem o polityce. Choć tak naprawdę uciec od polityki jest nad wyraz trudno, bo i czasy są takie, że każda dziedzina naszego życia nabiera znaczenia politycznego.
Sylwester i Nowy Rok to czas podsumowań i czas planów.
Ja do tej pory jakoś nie miałem wolnej chwili by dokonać remanentu końcowego 2015 roku ani tym bardziej na planowanie swoich zamierzeń na rok obecny.
Dziś jednak korzystając z wolnej chwili wysilę się na pobieżne może podsumowanie przeszłego roku.
No, cóż nie mogę powiedzieć że wszystkie plany mi się powiodły, wszystkie zamierzone cele osiągnąłem ale w ogólnym podsumowaniu rok zaliczam do raczej udanych.
Przeżyłem- to już sukces sam w sobie- dziś to wiem, biorąc pod uwagę mój obecny stan.
Tak sobie teraz pomyślałem, że moje osiągnięcia w minionym roku tak naprawdę nie są tylko moje, bo również mojej żony bo razem żyjemy i razem pokonujemy trudności i dzielimy radościami.
To co się udało: mam pracę a więc dochody. Pracuje od czerwca w Niemczech i jakoś tam się mi układa, raz lepiej raz gorzej ale pracuję i to nawet na dobrych warunkach.
Udało nam się wyrwać z codziennego kołowrotu na wczasy na morzem ze stałą ekipą i wspaniale wypoczywaliśmy bawiąc się i korzystając z pogody.
Ciągle zmagamy się remontami w naszym domu i choć pracy przed nami wiele ale powoli coś tam przybywa.
Mieliśmy też wizytę bieszczadników u siebie i choć krótko to trwało było okazję do wspólnych wypraw po okolicy i Łużycach. A , no my byliśmy w Bieszczadach- fakt, że krótko ale te parę dni wizyty u rodziców dla mnie było bezcenne.
Dumny jestem z naszych dzieci. Córka studiowała w Rzymie przez 5 miesięcy z powodzeniem, syn w wakacje uczył się fizycznej pracy w Niemczech i też podołał ( wytrzymał prawie całe wakacje), Mariuszowi firma internetowa się jakoś rozwija, Konrad znalazł pracę we Wrocławiu a Damian w biurze projektowym w Zgorzelcu. Nie siedzą z założonymi rękami tylko coś robią w życiu- jak się patrzę na młodzieży to takie postawy cieszą.
Co się nie udało.
Nie udało mi się poprawić mojej sytuacji finansowej na tyle by odetchnąć z ulgą. Choć z każdym mijającym miesiącem jest niby coraz lepiej ale nie przekłada się to na razie na jakieś spektakularne zawołanie-”och , w końcu mogę odpocząć”.
Nie udało mi się zaplanować żadnego wypadu za granicę. No bo przecież wyjazdy do Żytawy, Görlitz czy Gothy to nie można zaliczyć do wyjazdów turystycznych (niestety).
Plany na rok 2016.
Przeżyć! To podstawa. Coraz gorzej się czuję, serce daje mi się ostatnio we znaki.
Chciałbym zrealizować wspólny wyjazd z wakacyjną ekipą do Barcelony tym razem, a we wrześniu we dwoje na wycieczkę objazdową po Włoszech (Rzym, Florencja, Wenecja). Mam też plany na jeszcze jedno miejsce gdzie chciałbym w życiu być tj. tzw. Ziemia Święta. To jednak jest raczej poza moimi możliwościami finansowymi w tym roku.
Planuję ukończyć modernizację ogrzewania domu i ocieplenie- to podstawa a co da się jeszcze wysupłać to zobaczymy.
Plany choć może wydawać by się mogło niewielkie zawarte w trzech punktach ale pod względem finansowym to olbrzymi wysiłek i nie wiem jak uda mi się na to zapracować. Zwłaszcza, że i samochód mój zaliczając setki kilometrów będzie wymagał remontu lub też wymiany.
Co z tego nam się uda zrealizować to zobaczymy. Dużo jest jeszcze niewiadomych.
Mam też jeszcze jedno marzenie, niby proste ale w świetle wyżej wymienionych potrzeb raczej w sferze marzeń pozostaje. Chciałbym w końcu w tym roku powrócić do domu, bez wyjazdów do pracy do Niemiec. Taka rozłąka to nic dobrego. Może dla młodych ludzi to coś fajnego ale dla człowieka, który po latach znalazł „swój dom” to duże wyzwanie. Żadne pieniądze chyba nie są warte rozłąki z ukochanym człowiekiem.
Jednak „mus to mus”
P.S.
Praca w Niemczech to w sumie też doświadczenie życiowe. Nikt mi już teraz nie wmówi, że w Niemczech jest porządek, że jest dobra organizacja pracy, że Niemcy to pracowity naród i nie lubią Polaków. To stereotypy. Prawda jest trochę inna. Pracuję w dużej firmie obejmującą swym działaniem całą Europę więc przypuszczam, że moje spostrzeżenia są trafne.
Wszystkim czytelnikom spóźnione ale szczere życzenia spełnienia wszelkich marzeń i planów. Dużo zdrowia i radości w tym Nowym 2016 Roku.
Ach jak ten czas szybko leci. Im dłużej żyję, tym szybciej czas pędzi. Podejrzewam, że wszyscy tak mamy.
Dziś ani słowem o polityce. Choć tak naprawdę uciec od polityki jest nad wyraz trudno, bo i czasy są takie, że każda dziedzina naszego życia nabiera znaczenia politycznego.
Sylwester i Nowy Rok to czas podsumowań i czas planów.
Ja do tej pory jakoś nie miałem wolnej chwili by dokonać remanentu końcowego 2015 roku ani tym bardziej na planowanie swoich zamierzeń na rok obecny.
Dziś jednak korzystając z wolnej chwili wysilę się na pobieżne może podsumowanie przeszłego roku.
No, cóż nie mogę powiedzieć że wszystkie plany mi się powiodły, wszystkie zamierzone cele osiągnąłem ale w ogólnym podsumowaniu rok zaliczam do raczej udanych.
Przeżyłem- to już sukces sam w sobie- dziś to wiem, biorąc pod uwagę mój obecny stan.
Tak sobie teraz pomyślałem, że moje osiągnięcia w minionym roku tak naprawdę nie są tylko moje, bo również mojej żony bo razem żyjemy i razem pokonujemy trudności i dzielimy radościami.
To co się udało: mam pracę a więc dochody. Pracuje od czerwca w Niemczech i jakoś tam się mi układa, raz lepiej raz gorzej ale pracuję i to nawet na dobrych warunkach.
Udało nam się wyrwać z codziennego kołowrotu na wczasy na morzem ze stałą ekipą i wspaniale wypoczywaliśmy bawiąc się i korzystając z pogody.
Ciągle zmagamy się remontami w naszym domu i choć pracy przed nami wiele ale powoli coś tam przybywa.
Mieliśmy też wizytę bieszczadników u siebie i choć krótko to trwało było okazję do wspólnych wypraw po okolicy i Łużycach. A , no my byliśmy w Bieszczadach- fakt, że krótko ale te parę dni wizyty u rodziców dla mnie było bezcenne.
Dumny jestem z naszych dzieci. Córka studiowała w Rzymie przez 5 miesięcy z powodzeniem, syn w wakacje uczył się fizycznej pracy w Niemczech i też podołał ( wytrzymał prawie całe wakacje), Mariuszowi firma internetowa się jakoś rozwija, Konrad znalazł pracę we Wrocławiu a Damian w biurze projektowym w Zgorzelcu. Nie siedzą z założonymi rękami tylko coś robią w życiu- jak się patrzę na młodzieży to takie postawy cieszą.
Co się nie udało.
Nie udało mi się poprawić mojej sytuacji finansowej na tyle by odetchnąć z ulgą. Choć z każdym mijającym miesiącem jest niby coraz lepiej ale nie przekłada się to na razie na jakieś spektakularne zawołanie-”och , w końcu mogę odpocząć”.
Nie udało mi się zaplanować żadnego wypadu za granicę. No bo przecież wyjazdy do Żytawy, Görlitz czy Gothy to nie można zaliczyć do wyjazdów turystycznych (niestety).
Plany na rok 2016.
Przeżyć! To podstawa. Coraz gorzej się czuję, serce daje mi się ostatnio we znaki.
Chciałbym zrealizować wspólny wyjazd z wakacyjną ekipą do Barcelony tym razem, a we wrześniu we dwoje na wycieczkę objazdową po Włoszech (Rzym, Florencja, Wenecja). Mam też plany na jeszcze jedno miejsce gdzie chciałbym w życiu być tj. tzw. Ziemia Święta. To jednak jest raczej poza moimi możliwościami finansowymi w tym roku.
Planuję ukończyć modernizację ogrzewania domu i ocieplenie- to podstawa a co da się jeszcze wysupłać to zobaczymy.
Plany choć może wydawać by się mogło niewielkie zawarte w trzech punktach ale pod względem finansowym to olbrzymi wysiłek i nie wiem jak uda mi się na to zapracować. Zwłaszcza, że i samochód mój zaliczając setki kilometrów będzie wymagał remontu lub też wymiany.
Co z tego nam się uda zrealizować to zobaczymy. Dużo jest jeszcze niewiadomych.
Mam też jeszcze jedno marzenie, niby proste ale w świetle wyżej wymienionych potrzeb raczej w sferze marzeń pozostaje. Chciałbym w końcu w tym roku powrócić do domu, bez wyjazdów do pracy do Niemiec. Taka rozłąka to nic dobrego. Może dla młodych ludzi to coś fajnego ale dla człowieka, który po latach znalazł „swój dom” to duże wyzwanie. Żadne pieniądze chyba nie są warte rozłąki z ukochanym człowiekiem.
Jednak „mus to mus”
P.S.
Praca w Niemczech to w sumie też doświadczenie życiowe. Nikt mi już teraz nie wmówi, że w Niemczech jest porządek, że jest dobra organizacja pracy, że Niemcy to pracowity naród i nie lubią Polaków. To stereotypy. Prawda jest trochę inna. Pracuję w dużej firmie obejmującą swym działaniem całą Europę więc przypuszczam, że moje spostrzeżenia są trafne.
Subskrybuj:
Posty (Atom)