Ciekawy tytuł? A
jeśli chodzi o „rynkę” to nie ma nic wspólnego (chyba) z ręką.
Choć powiedzenie „Jadł z ręki” czyli był posłuszny, uległy
jest bliskie fonetycznie ale nie ma nic wspólnego z uległością a
raczej z okazem niezależności, ekstrawagancji czy też buntu wobec
obyczajów i dobrego wychowania. Może trochę nie do końca bo
przecież są restrauracje gdzie podaje się dania w garnkach czy też
na patelniach klientowi do spożycia.
Mam czasem taki
zwyczaj , że końcówkę przygotowanego posiłku, gdy jest w garnku
lub na patelni, lubię sobie podgrzać i bez przekładania na talerz
zjadam prosto z naczynia.
Feee, nie ładnie!
Nie kulturalnie! No ,jakże tak można!
Przyznaję się bez
bicia- czasem to zwykła lenistwo- nie trzeba myć tyle naczyń.
Bzdura! Przecież
mam zmywarkę.
No to już nie wiem,
ale chyba lepiej mi tak smakują odrzewane dania.- Niech tak będzie.
Sęk w tym, że po
zamieszkaniu z moją Małgorzatą, kiedyś bardziej lub mniej
świadomie podgrzałem obiad dla niej, wracającej po całodziennym
dyżurze. Gdy ona sobie nałożyła na talerz swoją porcję ja
wziąłem pozostałą część gulaszu wraz z patelnią i zajadam
smacznie- zadowolony z siebie.
Małgorzata
przyjrzała się mi raz, drugi i rzecze:
- Chłopie, ty z
rynki jesz?
- Tttaaak. -
wydukałem.
- To nie możesz
sobie nałożyć na talerz?
- Powtórz Kochanie
jeszcze raz … z czego ja jem?
- No .. z rynki to
znaczy z patelni!- nie rozumiejąc o co mi chodzi odpowiedziała moja
ukochana.
- No, właśnie z
RYNKI.
- A co to jakieś
złe określenie? No wiem, że może nie tak powinnam powiedzieć,
ale u nas mamusia tak zawsze mawiała -RYNKA, więc mi się
wymsknęło.
- To bardzo dobrze.
Super! Takiego określenia nie słyszałem prawie od kilkunastu lat.
Moja babcia zawsze
mawiała „rynka” na określenie małej głębokiej patelni z długa
rączką, lub na mały garnek do mleka- ot , takie trochę
uniwersalne określenie pasujące do małych naczyń kuchennych, które
jak sądzę po skojarzeniach z „ręką” maja być poręczne,
podręczne czyli niewielkich rozmiarów. U nas w domu rodzinnym nie
pamiętam by takie słowo padało, może ale widać było ono
sporadycznie używane. Tym samym w moim domu i mojej rodzinie ten
wyraz był nieobecny.
Aż tu naraz pojawia
RYNKA. A niech to!
Zaraz zaczęliśmy
porównywać niektóre znane nam nazwy rzeczy czy czynności, które
są już dziś mało spotykane ale gdzieś tam w domach z
długoletnimi tradycjami się uchowały.
Co tak naprawdę
oznacza słowo RYNKA to nie wiem i tak na prawdę niewiele mnie to
interesuje. Ważne, że w życiu spotkałem kogoś Kto ma te same
korzenie, kto ma podobne słownictwo. Choć nie znałem określenia
„ pies znowu wytarpał dziurę pod piwonią” to jednak większość
ciekawych „słówek” znamy i rozumiemy się. Wiemy co to znaczy
„przynieś cebrzyk”, „już śniadałem” lub na przykład
„wyplewiłam” czy też „ jest w nakastliku”.
Ciekawe są takie
regionalizmy a jednocześnie archeologizmy, bo świadczą o naszej
przeszłości jak na przykład nazwy hebel czyli strug to pochodząca
z j. niemieckiego nazwa świadczy, że pochodzimy z zaboru
niemieckiego lub austryjackiego. To spuścizna naszych przodków a
zarazem i bagaż z jakim żyjemy bo w tych słowach zawiera się
często też jakość i sposób postrzegania świata.
Inną sprawą jest
to, że gdy spotkamy na swej drodze życiowej kogoś o bliskiej nam
przeszłości to jakoś łatwej nam nawiązać kontakt a i kontekst
spraw postrzegany przez nas jest podobny.
Tak było ze mną i
Małgorzatą.
Szkoda, że takie
pojęcia językowe odchodzą w przeszłość, nasze dzieci już ich
nie znają lub udają,że ich nie rozumieją. Zatracamy tym samym swą
indywidualną przeszłość i tym samym budować przyszłość jest
trudniej ale oni (dzieci)jeszcze o tym nie wiedzą. Kiedyś może
przy jakiejś okazji wspomną o tych dziwacznych nazwach jakimi
posługiwali się ojciec, matka,babcia czy dziadek…. Może kiedyś.
Na historię
składają się różne rzeczy: wielkie wydarzenia, polityka, nurty
społeczne ale też i życie każdego człowieka, jego obyczaje, mowa
i doświadczenie życiowe. Z ilości pojedynczych historii życiowych
tworzy się historia narodów i świata.
Od małej RYNKI
doszedłem do historii globalnej ale tak to chyba wygląda.
Puki co, nadal
jestem facetem, który czasem wyjada z rynki bo tak mi smakuje.
Trudno.
Jakoś dobre
wychowanie i obycie kulturalne mi w tym nie przeszkadzają a wręcz
odwrotnie. Twierdzę, że ważne jest to kim jest się tak naprawdę,
a nie tym za kogo nas inni uważają i nie pomaga tu całowanie po
rękach kobiet pod gołym niebem jak słoma z butów wystaje bo nie
rozumie się prostych zasad.