wtorek, 30 grudnia 2014

2015 rok- Nowy Rok, nowe plany.

   Pisałem już o tym co było, a teraz napiszę o tym co chciałbym w tym roku osiągnąć. Jakie mam plany, zamierzenia i postanowienia.

   Pokrótce to można by napisać- postanawiam naprawić to co zepsułem w tym roku. Takie jednak postawienie sprawy to pójście na łatwiznę. Muszę stawiać sobie cele do osiągnięcia tak by znaleźć odpowiednie narzędzia i sposoby do ich realizacji.

Co muszę zrealizować.

   Przede wszystkim poprawić sytuację finansową i to na tyle by znów cieszyć się pełną swobodą i móc realizować nasze plany podróżnicze. To nad czym teraz próbuję pracować ma mi w tym pomóc, dzięki pomocy szefa mam nadzieję, że to się uda.
W mijającym roku poznałem dość ciekawy projekt łączący moją pasję z możliwością zarabiania pieniędzy. Tu też mogę liczyć na wsparcie zaangażowanych w ten projekt dwóch kobiet, które miałem zaszczyt poznać.

Teraz o tym co chciałbym by się udało zrobić.

   Mam zamiar przynajmniej raz być na parę dni w Bieszczadach. Kiedy? Dokładnie nie wiem, może nie sam z żoną lecz w większym towarzystwie, tak by pokazać innym jak piękne są to okolice.
Dla mnie to będzie naturalne odwiedzenie domu rodzinnego, spotkanie z rodzicami i rodzeństwem.

    Chciałbym też spędzić kilka dni nad wodą, a więc morze lub jezioro latem- wypocząć też kiedyś trzeba.

    Następny Sylwester chciałbym spędzić z żoną albo w Paryżu albo jeśli finanse pozwolą na statku podczas rejsu po Morzu Śródziemnym- to takie moje marzenia.

   Kontynuacja remontu domu czyli wykonanie w końcu ocieplenia i elewacji - dość kosztowna impreza ale zobaczymy co się da zrobić.

To co chciałbym zrealizować ale nie koniecznie.
No cóż, tu mogę wymienić rzecz która zdaniem mojej żony i lekarzy winno znaleźć się w pierwszej kategorii ale znając siebie to chyba nie ma dużej szansy na realizację – rzucić palenie ( w końcu).

   To tak po pokrótce spisane postanowienia noworoczne. Niby nic konkretnego, bo czyż można planować coś konkretnie gdy sytuacja jest dość płynna i zmienna?
Jest też dużo drobiazgów które chciałbym mieć, lub też zrobić ale nie planuję je na konkretny czas, nie mają też tak wielkiego znaczenia by wymieniać je tu i teraz.
Jako facet – gadżeciarz to mógłbym popaść w drobiazgowość przy wyliczaniu co chciałbym mieć lub do czego dążyć.

   Najważniejsze to by w tym nadchodzącym roku ŻYĆ. W końcu zacząć żyć swoim życiem i realizować się jako mąż, ojciec i „głowa rodziny” a nie jako właściciel firmy ratujący to czego uratować się nie da, prywaciarz robiący dobrą minę do złej gry.

   Przyszły rok to dla mnie okres zmian, czas gdy chciałbym wrócić do postawy jaką miałem i z jakiej w sumie byłem zadowolony- być sobą, żyć tak by nie krzywdząc innych być sobą. Nie „naginać się” by innym się przypodobać lecz tak by współżyć z tymi którzy mnie zaakceptują takim jakim jestem. Ustalenie hierarchii wartości i zadań na właściwych pozycjach powinno tylko pomóc w realizacji tych postanowień.

   To co napisałem jest wytycznymi do realizacji, jak zaś będzie się to rozwijać w ciągu roku i jaki będzie efekt końcowy to zobaczymy już za rok.
Tyle jest rzeczy zmiennych w naszej rzeczywistości, tak niestabilna sytuacja zarówno gospodarcza jak i społeczna, że te wszystkie postanowienia równie dobrze mogą stać się tylko ideą jak też i mogą zostać zrealizowane w czasie krótszym niż rok.

Zobaczymy.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Mój 2014 rok- jaki był. Krótko bo i był krótki.

   Tradycyjnie koniec roku to czas podsumowań. Robimy sobie remanent z całego kończącego się roku. Jako, że nie robiłem do tej pory postanowień noworocznych to i zawsze byłem niejako na plus. Jednak mogę podsumować rok na podstawie tego co mi się udało zrobić w tych miesiącach a co poszło mi nie tak.

Krótko w kilku zdaniach.

    Parę planów jakie zrodziły się podczas tego roku nie zostały zrealizowane- trudno, do paru już nie wrócę, bo chyba nie ma po co. Wolę chyba być komentatorem politycznym niż obiektem komentarzy.
   Pod względem finansowym ten mijający rok to dla mnie tragedia. Zamknięcie firmy i borykanie się z ZUS oraz Urzędem Skarbowym to coś co wyleczyło mnie z ambicji prowadzenia własnej dg na jakiś czas, a może i na zawsze. Bilans tego roku zmusza mnie do powzięcia postanowienia na Nowy Rok i to do tego ambitnego postanowienia.

   Ten rok przyniósł też i fajne rzeczy jak na przykład wyjazdy z żoną do Paryża, Radzymina czy też wczasy w Międzyzdrojach. Osobną sprawą był mój wyjazd do Gothy gdzie nie tyle ważna była przyjemność wyjazdu co korzyść finansowa- nie był to wypad dla zwiedzania lecz dla zarabiania pieniędzy to subtelna różnica. Jednak i z tego wyjazdu przywiozłem ciekawe doświadczenia i obserwacje. Nie o wszystkich mogę napisać bo może tak się okazać, że będę jeszcze chciał tam pojechać. Poznałem ciekawych ludzi a to korzyść niewymierna.

   W tym roku zrobiliśmy remonty w kolejnych dwóch pokojach, wymieniliśmy pion co i meble w kuchni lokatorów- to zasługa pomysłodawczyni czyli mojej żony a jako, że ona finansowała te zamysły ja tylko je realizowałem z różnym skutkiem ( jestem tylko samoukiem a nie budowlańcem).

   2014 rok to również rok, który dał mi też szanse na weryfikacje pewnych znajomości czy też przyjaźni. Nic tak nie sprawdza przyjaźni jak kłopoty które dopadają człowieka- można wtedy dostrzec kto tak naprawdę jest gotów pomóc i ile to czasem kosztuje. A tak, czasem niby pomoc darmowa ale tyle jest potem wypominania, podkreślania, wspominania itp. że człowiek już wie, że nigdy więcej.
   Popełnianie błędów jest rzeczą ludzką, jak mawiali już starożytni. No cóż nie popełnia błędów ten kto nic nie robi, ale ja w tym roku popełniłem ich sporo- chyba wyczerpałem limit na parę najbliższych lat. Wydaje mi się jednak, że podobnie jak nie ma ludzi nieomylnych tak i przyznanie się do błędów i zaniedbań świadczy o sile człowieka. Trzeba mieć siłę i odwagę by uderzyć się w piersi a nie zwalać winę na innych lub szukać innych wymówek.

   Mimo tych wszystkich kłopotów, mijający rok jakoś budzi we mnie sympatyczne wspomnienia, dlaczego?- nie za bardzo wiem. Może dlatego, że nasze dzieci jakoś sobie radzą w życiu, na studiach, może dlatego, że jesteśmy zdrowi i nawet moje serducho daje radę, może też dlatego, że żyję z odpowiednimi ludźmi , poznaję nowe ciekawe postacie.

   Jak będzie wyglądał przyszły rok na tle obecnego jeszcze 2014? Na pewno będzie trudniejszy na starcie ale o tym jakie mam postanowienia na 2015 rok napiszę następnym razem.

sobota, 27 grudnia 2014

Sylwester- czas przymuszonej "dobrej zabawy".

   Święta minęły. Jak szybko przyszły tak i szybko przebiegły. Czas spędzany w gościnach i podczas goszczenia bliskich mija szybko, a gdy jeszcze nie musi się siadać za kierownicą to biegnie jeszcze szybciej (napędzany alkoholem czy jak?).
 
   Teraz zbliża się najgorszy dla mnie okres w roku. Czas Sylwestra.

Gdzie idziesz na sylwestra? - to pytanie jak mantra powtarzane przez znajomych przyprawia mnie o mdłości. A czy ja muszę gdzieś iść? NIE.

   Nienawidzę zabaw sylwestrowych, czy to bali, czy wiejskich „potupajek”, czy też prywatek obecnie zwanych domówkami. Śmieszy mnie ta nazwa „domówka” bo kojarzy mi się raczej z … może lepiej to pominę, choć może to skojarzenie ma sens bo i tak czasem się ta zabawa kończy.
Wracając do tematu sylwestra, czy jest jakiś obowiązek hucznego obchodzenia dnia zmiany kalendarza? Czy ta noc jest jakaś szczególna? Dla mnie nie. Nowy Rok owszem ale poprzedzająca go noc dla mnie nie jest niczym specjalnym. Można o północy złożyć życzenia bliskim ale czy MUSZĘ uczestniczyć w jakimś balu by nie wyjść na smutasa lub odmieńca?

 Podejrzewam, że ok. 70% ludzi czuje się przymuszona do tej „dobrej zabawy”.
Dziś w DD TVN Kinga prowadziła rozmowę na temat przymusu dobrej zabawy. Nie śledziłem do końca dyskusji ale wniosek dla mnie wyciągnięty na podstawie wieloletnich doświadczeń jest taki nie idziesz na sylwestra – jesteś jakiś inny.
Tak Jestem chyba inny bo wolę iść do teatru, do kina niż udawać dobrą zabawę z obcymi ludźmi, składać życzenia dopiero co poznanym ludziom, których nie zobaczę więcej i którym tak naprawdę te moje życzenia są totalnie obojętne.

Nie jestem smutasem, lubię się zabawić, pośmiać, wypić w dobrym towarzystwie ale sylwester to działa na mnie jak płachta na byka. Idę, zamykam oczy i odliczam czas do zakończenia. Robię dobrą minę do złej gry- cóż tak mam i to chyba nie ulegnie zmianie.
Kiedyś nawet był fajny skecz kabaretowy na temat przymusu dobrej zabawy sylwestrowej.

Dziwne jest jednak to, że o ile w innych sprawach jesteśmy tolerancyjni o tyle w tej kwestii to jakoś ciężko. Jak przeglądam fora to widzę, że dużo ludzi ma podobny problem dlatego apeluję-
 Nie bądźmy „towarzyskimi terrorystami”. Nie każdy lubi disco-polo więc i nie każdy lubi zabawy sylwestrowe. Uznajmy to i nie przypinajmy „łatki” smutasów ludziom, którzy inaczej chcą przeżywać tą noc, nawet gdyby chcieli ją normalnie przespać.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Prezent- marzenie.

   Sezon prezentowy w pełni, więc wszyscy rozglądamy się za prezentami mającymi uszczęśliwić lub choćby przynieść odrobinę przyjemności albo radości. Nie jest to takie łatwe. Świadczy o tym ilość prezentów nietrafionych z jakimi obdarowani udają się później do sklepów by je zwrócić lub zalegających w szafach.

   Zacząłem się zastanawiać co sam chciałbym otrzymać w prezencie. Co sprawiłoby mi przyjemność?

Zegarek na rękę.

   Tak. Jakiś czas temu zegarki odeszły do lamusa wyparte przez komórki z dokładnymi zegarami.
Dziś jakby zegarki wracają do łask. Są świadectwem dobrego smaku, gustu prestiżu. Odgrywają znowu rolę taką jak na początkach ubiegłego wieku gdy każdy szanujący się mężczyzna za punkt honoru stawiał sobie prezentować się z zegarkiem kieszonkowym lub naręcznym.

   Pamiętam zegarek jaki posiadał mój dziadek- piękne cacko. Podwójna koperta, porcelanowa tarcza zdobiona rzymskimi cyframi. Przywiózł go z Francji gdzie pracował w kopalni. Niestety gdy się zepsół żaden zegarmistrz w okolicy nie był w stanie go naprawić, więc... dał go nam- paroletnim wnukom, którzy próbowali metodami wstrząsowymi zmusić zegarek do chodu. Dziś byłby zapewne ozdobą lub jako piękny antyk stanowiłby nie lada majątek. Cóż i tak czasem bywa, że piękne rzeczy przepadają i odchodzą w niebyt.

   Marzę o zegarku z duszą a więc nie kwarcowym lecz mechanicznym lub automatycznym.
Przeglądałem w poszukiwaniu kilka sklepów internetowych i trafiłem na takie. Są różne, drogie, piękne i eleganckie, na różne okazje.

   Mój wybór padł na firmę Seiko a więc na kompromis pomiędzy pięknem, jakością a ceną. Seria 5 – to coś co w pełni by mnie usatysfakcjonowała. Tylko skąd wytrzasnąć sponsora tej przyjemności bo w Św. Mikołaja to nawet moje dzieci już nie wierzą. Chyba... żeby jednak był i przeczytał. Nie raczej chyba tak się nie stanie. Będę musiał sobie sam zrobić ten prezent za jakiś czas.

P.S. Artykuł nie jest sponsorowany (niestety).

niedziela, 21 grudnia 2014

Normalne Państwo.



Wczoraj wróciłem do kraju, do Zgorzelca. Fajnie wrócić do „domu”.

   Jeszcze fajniej by było gdyby ten „dom”-ojczyzna wróciła do normy. Jakoś mi nie pasuje to, co wyrabiają politycy na linii państwo-kościół a właściwie kościół katolicki.
Założenia o przyznaniu dofinansowania budowy „chorego” tworu, jakim jest Świątynia Opatrzności Bożej to skandal.
   Jak może państwo lekką ręką wydawać miliony na budowę świątyni, gdy jednocześnie odmawiało pomocy matkom wychowującym niepełnosprawne dzieci?

 Gdzie Ci politycy mają jakieś resztki honoru, gdzie szacunek dla współobywateli i tym samym dla swoich wyborców?

Świątynia Opatrzności Bożej to wyraz chyba pychy i tak moim zdaniem niezbyt fortunne przedsięwzięcie, nawet wydaje się niezbyt miłe adresatowi przesłania skoro od pomysłu do dziś niezrealizowany. Abstrahując nawet od samego pomysłu to uważam, że udział Państwa w takim przedsięwzięciu jest okazem słabości tego zamysłu. Normalnie gdyby inicjatywa trafiła wśród wyznawców na uznanie to ofiarność darczyńców pozwoliłaby na ukończenie inwestycji bez udziału instytucji państwa. Przecież, jako osoba wierząca i uczestnicząca w mszach biorę udział w składkach na malowanie swego kościoła, gdy uważam to za konieczne- składam na ten cel ofiarę. Gdy jednak potrzeby takiej bym nie widział, to nie dałbym złotówki na cel, którego sensu nie widzę.

   To jednak tylko jedna sprawa.
   Drugą bulwersującą kwestią jest zamiast likwidacja tzw. Funduszu Kościelnego zwiększanie subwencji na ten cel z budżetu państwa. To utrzymywanie takiej formy dotowania KK przez państwo, na które płace podatki uważam za skandal, zupełne nieporozumienie. Komunistyczne władze stworzyły tą formę rozliczeń finansowych gdyż takie były wtedy realia, jednak utrzymywanie jej dziś to zupełne nieporozumienie. Najwyższy czas przejść na podatek kościelny, tak by finanse zarówno kościelne jak i państwowe były na styku bardziej przejrzyste. Taka forma daniny na swoją grupę wyznaniową jest logiczne i sprawiedliwe. Należę do wyznania, więc i na niego łożę środki finansowe.

 Nie widzę sensu, dlaczego państwo na wydawać pieniądze wszystkich obywateli na strukturę, w której uczestniczy ok. 40% obywateli. NIE MA NA TO MOJEJ ZGODY. Mimo a może nawet, dlatego, że należę do tych 40 %.  
Nie wdaję się tu w szczegóły, takie jak utrzymywanie katechezy w szkołach za pieniądze MEN, czy odnowę zabytków a w tym kościołów- to są zupełne inne relacje i tu też potrzeba nowych rozwiązań.
Określam jedynie swoje zdanie w dwóch kwestiach, o których wspomniałem- jestem na NIE.

Nie ma i nie będzie na takie finansowanie z budżetu państwa KK mojej zgody.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Z poza sieci.

Witaj drogi Czytelniku, znów nastąpiła dłuższa przerwa ale już śpieszę z usprawiedliwieniem.
Obecnie przebywam w Turyngii a dokładniej w Gotha. No i w związku z tym, że mieszkam w warunkach... co najmniej ciekawych jestem pozbawiony dostępu do internetu. Nawet telewizji tu nie mam choć nawet gdyby była niemiecka to i tak ze względu na braki językowe nie na wiele by się zdało.
Wstyd się przyznać, ale uczyłem się niemieckiego przez 4 lata liceum, 2 lata studium ale po niemiecku nie potrafię się porozumiewać. Jak zwykle w wypróbowany w czasie innych wypraw po obcych krajach jestem w stanie zrobić zakupy, dowiedzieć się co gdzie jest i jak tam dotrzeć ale nic ponad. Nadzieja, że dzięki temu pobytowi jakoś się podciągnę z języka niemieckiego okazała się płonna bo obracam się wśród Polaków i Rosjan. Nawet znajomość rosyjskiego okazuje się mi być bardziej przydatna.
Ciekawe jak bardzo dużo jest tu Rosjan, jak się tu zakorzenili i jak zupełnie inaczej są traktowani przez miejscowych niż Polacy. Jeśli podobnie jest w innych landach to nie dziwi już fakt stosuneku Niemiec do działań Rosji na arenie międzynarodowej i ostrożności w stosowaniu sankcji wobec niej.
Wracając do samego miasta to odbiega ono od standardów niemieckich pod względem czystości. Stare obdarte, spękane fasady kamienic z pustymi oknami robi wrażenie przygnębiające. Brud na chodnikach, walające się śmieci na nierównych chodnikach – tak nie wyglądają nawet polskie miasta. Nie powiem, nie jest tak wszędzie są miejsca zadbane ale nie jest to porównywalne do Goerlitz. Teraz rozumiem dlaczego Goerlitz nazywa się „Perłą Saksonii”.
Dziś spacerowałem po rynku i porównując jarmark bożonarodzeniowy tutaj z tym u nas to też Gotha zostaje daleko w tyle. Nad rynkiem góruje tu zamek – symbol miasta. Barokowy choć daleko mu do bogatego baroku Drezna. Wart jest zobaczenia i zwiedzenia- polecam gdyby ktoś planował tu kiedyś zaglądnąć. Niestety z przyczyn technicznych o których już wspominałem nie mam możliwości umieszczenia zdjęć. Jeśli tylko się mi uda to dodam innym razem.
To tyle na temat dlaczego nastąpiła cisza i co się ze mną stało. Tak jest i tak będzie do 20-tego grudnia. Potem wracam do kraju i już na bieżąco będę mógł się dzielić swymi opiniami, pytaniami, wątpliwościami.
Teraz poruszę temat, na który nie za bardzo mogę się szczegółowo wypowiadać ale trochę mnie bulwersuje.

Mój znajomy senator obwieścił tryumfalnie, że parlament przyjął Kartę Dużej Rodziny. Chwała mu za to! Tylko ja się pytam – dlaczego? Czemu państwo musi stosować jakieś specjalne programy dla części swojego społeczeństwa by mogło godnie żyć? Dlaczego wyróżnia się pewną grupę obywateli? Czemu nadaje się rodzinom wielodzietnym jakieś specjalne przywileje gdy tak naprawdę powinno być to robione w trybie normalnym. Nie mam nic przeciw pomocy tym rodzinom bo faktycznie trud utrzymania i wykształcenia dzieci jest ogromny. Jednak moim zdaniem to należało robić już naście lat temu i nie specjalnymi programami tylko na bieżąco pomagać i wspierać te rodziny. Należy również zauważyć, że czas najwyższy zastanowić się czemu koszty utrzymania rodzin w Polsce zbliżają się do średniej europejskiej ale dochody pozostają na poziomie 1/3 lub ½ dochodów rodzin w choćby uboższych krajach europejskich? O ile mniej specjalnych rozwiązań trzeba by wymyślać gdyby tendencja wzrostu dochodów najuboższych obywateli była odzwierciedleniem wzrostu PKB.