sobota, 26 grudnia 2015

Czy da się życ w tym "grajdole"?


   Przygotowując się do przyjazdu na święta do domu naszło mnie rozmyślanie nad dość prostym pytaniem – po co wracamy?

   Niby oczywista oczywistość- wracamy do domu, do bliskich. Ale równie dobrze bliscy mogliby przyjechać do nas, na obczyznę w moim przypadku do Niemiec. Co jest w tym naszym, jak to nazwał Górski w skeczu KMN „grajdole”, że ciągnie nas do niego i wracamy choćby na chwilę, na parę godzin lub dni. O ile w przypadku osób bedących typowymi gastarbajterami to proste – nasze domy, rodzina, bliscy są w Polsce ale gdy już zaczynamy zastanawiać się nad motywami ludzi którzy na obczyźnie zaczęli tworzyć swe siedlisko, swe miejsce na ziemi to już nie wszystko jest takie oczywiste. Sam zapytałem się siebie czy mógłbym żyć na stałe w Niemczech. Jest przecież taniej, łatwiej i spokojniej. Jeśli chodzi o warunki życiowe to Niemcy oferują życie na wyższym poziomie niż nasz „grajdoł”.

Czy mógłbym jednak tam mieszkać na stałe?
 Nie, nie dałbym rady.

   Coś w nas tkwi takiego, że tęsknimy do ojczyzny, utożsamiamy się z NASZYM krajem. Jest biednie, smutno, szaro, nerwowo ale to jest ta NASZA szarość, smutek, bieda i problemy.
Mieszkam w Zgorzelcu ale dalej na zachód już się nie przeprowadzę. Chyba, że będę musiał zmuszony przez sytuację polityczną w tym naszym „grajdole”.
Coraz tu duszniej się robi.

   Gdy wróciłem w środę o 1-wszej w nocy do domu włączyłem TVN24 by zobaczyć co w kraju się dzieje, patrzę a tu sejm obraduje. Obraduje to za dużo powiedziane trwała parodia głosowania nad ustawą, padały pytania do wnioskodawców ale nikt nie odpowiada kabaret. Przez godzinę oglądałem i nie mogłem wyjść z podziwu. Owszem czytałem w internecie o nocnych działaniach PiS, ale gdy sam na własne oczy to zobaczyłem, że to szczęka opadła. Na drugi dzień a raczej w nocy oglądałem debatę w senacie i monologi p. Ziobry- Miller trafnie ocenił tego Pana. Żeby przez godziny mówić w kółko to samo lekceważąc wszystkich ekspertów, prawić swe górnolotne a pozbawione sensu opinię zaprzeczając sam sobie.
    O ile sejm pokazał swą arogancję, pychę to senat obnażył , że jedynym celem jest przejęcie i ubezwłasnowolnienie instytucji państwowych stojących na straży konstytucji. Na mądre pytania były bezsensowne odpowiedzi.
No , cóż jestem tym przerażony i jednocześnie mam poczucie bezsilności. Bo tu nie ma rozmowy, dialogu i argumentacji. Tu jest tylko jedno stwierdzenie- tak bo tak.

   Czy da się w tym kraju żyć ceniąc sobie tolerancję, demokrację, otwartość gdy wszędzie na około ksenofobia, fundamentalizm religijny i początki autorytaryzmu?
Czy jest miejsce dla mnie w tym kraju?

   Odpowiedź na te pytania jest dla mnie jednoznaczna- nie mogę opuścić swego kraju gdy przechodzi on tak ciężką chorobę. Muszę tu trwać by być jak ten wyrzut sumienia, jako głos na „nie” dla deprawacji państwa.
W tym „grajdole” trzeba trwać gdy zależy nam na losie naszej ojczyzny by dawać świadectwo niezgody na szalone pomysły.
Poza tym siedzi we mnie coś co ciągnie mnie do domu, do Polski, coś co sprawia,że wśród Niemców czuję się dumny będąc Polakiem.

Może to patriotyzm, może głupota ale tak mam.

niedziela, 20 grudnia 2015

Popieram KOD

    Całe zamieszanie wokół TK to nic innego jak chęć podporządkowania sobie tego konstytucyjnego organu.
 Fakt, że Platforma pierwsza zaczęła psuć.

    Dziś bój toczy się jednak nie tyle o skład ile o jego niezależność.

   Przywrócenie wieku emerytalnego do stanu sprzed reformy to jeden ze sztandarowych haseł PiS-u ale wiadomo przecież, że nie utrzyma się bo jest niezgodny z konstytucją w zakresie choćby różnicy wieku 65 lat dla mężczyzn i 60 dla kobiet. W konstytucji jest mowa o jednakowym traktowaniu obywateli bez względu na wiek, wyznanie, poglądy i płeć. Tak więc wszyscy musimy przechodzić na emerytury w bez podziału na kobiety i mężczyzn.

   W ogóle to PiS stracił dużą szansę na naprawę ustawy emerytalnej. Bo po pierwsze już dziś wiadomo, że powrotem do starych założeń dot. wieku obniżył poziom emerytur o ok. 30% a po drugie nie powiązał faktu przejścia na emeryturę z okresem zatrudnienia czyli okresem składkowym.
Sprawiedliwie byłoby gdyby o fakcie przejścia na emeryturę decydował staż pracy a tym samym ilość odprowadzonych składek a sam wiek był drugoplanowym kryterium. Logiczne jest, że gdy ktoś pracując 30 lat i odprowadzając składki po pierwsze szybciej zasługuje na emeryturę a po drugie więcej przez ten czas odprowadził do ZUS-u pieniędzy niż osoba pracująca i odprowadzająca składki przez jedynie 10-12 lat a osiągająca wiek emerytalny. Żeby jednak nie było tak prosto to propozycja Prezydenta Komorowskiego a potem Dudy o 40 latach składkowych to zwykła zmyłka, bo wyobraźmy sobie , że osoba zaraz po szkole lub studiach czyli w wieku 20- 22 lat rozpoczyna pracę to po nieprzerwanym okresie zatrudnienia nabywa prawo do emerytury w wieku 60-62 lat czyli niby o 7 do 5 lat szybciej- tylko pokażcie mi na dzisiejszym rynku pracy szanse by nieprzerwanie pracować przez te 40 lat. Czyli samo założenie jest fikcyjne. Gdyby przyjąć okres składkowy 30-35 lat, pozostawiając próg wiekowy dla tych którzy z przyczyn losowych, rodzinnych lub zdrowotnych nie mieli szans na tak długi staż pracy- to miałoby ręce i nogi oraz sens. Tym sposobem może by i zmalała ilość umów pracowniczych nieuzusowionych tzw. śmieciówek i pracy na czarno bo szkoda byłoby każdego roku zatrudnienia.
Drugą rzeczą jaką należałoby uwzględnić to fakt, że kobiety które oddają się macierzyństwu nie mogą być z tego powodu poszkodowane i należałoby to uwzględnić w ustawie emerytalnej. Ciąża, poród oraz wychowanie dziecka do lat 3 to naprawdę ciężka praca i to nie tylko dla dobra rodziny ale dla dobra całego społeczeństwa. Jakoś nam unika ten fakt. Łatwiej dać 500 zł, niż uznać ten okres za pracę. Przy dzisiejszym gardłowaniu o rodzinie, o dzietności i kryzysie demograficznym czas by dać kobietom w miarę równe prawa w pracy i emerytalne. Takie rozstrzygnięcia systemowe mogą więcej zdziałać niż te 5 stówek, których nota bene wbrew oczekiwaniom nie dostaną wszyscy i nie w pełnej kwocie- już teraz się o tym mówi odwlekając czas pierwszych wypłat do II kwartału przyszłego roku.

   Ustawa emerytalna to jeden tylko z przykładów dlaczego PiS musi zawłaszczyć TK.
By utrzymać wadzę musi podporządkować sobie wpływ na instytucje dotąd niezależne a tego może dokonać naginając lub łamiąc prawo. Przykłady takich działań to podporządkowanie sobie mediów publicznych, zamiany dot. mediów elektronicznych ( internet), kodeks cywilny czy też choćby ustawę o zgromadzeniach. Wisienką na torcie okaże się zmiana ordynacji wyborczej do samorządu oraz manipulacja przy ordynacji wyborczej do przyszłego parlamentu.

   Parlament jest PiS-u, prezydent marionetką więc jedynym organem stojącym na straży wolności obywatelskich i konstytucji jest Trybunał Konstytucyjny.  Gdy PiS zawłaszczy ta instytucję wtedy będzie miał pełnię władzy nic go nie powstrzyma, może wprowadzić cenzurę, może ograniczyć prawo wypowiedzi, w końcu może ograniczyć prawo wyznania no bo któż go powstrzyma?
Jęcząca Beata twierdzi, że to zmanipulowani obywatele przez polityków i tzw. stary układ wychodzi na ulice w marszach organizowanych przez KOD, ale to nie prawda. To ludzie świadomi tego czym zamach na TK może się skończyć.

    Porównuje się Kaczyńskiego do Orbana ale jest zasadnicza różnica (choć jest ich wiele więcej) Orban jest dla Europy przewidywalny. To polityk, który nie stawia się wszystkim dookoła forsując tyko swe racje. Węgry mają bardzo dobre układy z Rosją i na zasadzie balansu Orban może być inny w Unii Europejskiej. Kaczyński zaś to … no właśnie jak to określić… „ mały intrygant” to określenie najbardziej pasuje, potrafi zadrzeć z każdym, żądając ale nie dając nic w zamian. To człowiek nie skory do kompromisów.
Inna drogą , wystarczy popatrzeć jak reformy Orbana wyglądają na Węgrzech, drożyzna, ucieczka kapitału i rosnąca fala emigracji zarobkowej i politycznej- czy o taki kraj nam chodziło wybierając PiS?

   Teraz zarzut afer oraz o oderwaniu od koryt postkomuny. No jakby nie patrzeć to w szeregach PiS są komunistyczni prokuratorzy, tajni współpracownicy SB itp. - to jak to się ma do walki z „lewakami”.  Hasło walki z Układem tak często powtarzane przez zwolenników PiS to po prostu czystki w aparacie państwowym by obsadzić stanowiska swoimi ludźmi , przecież tyle czekali na ten moment. Prezes musi ich jakoś wynagrodzić za lojalność.  Afer z udziałem polityków i działaczy PiS można by tak samo wyliczać jak afery PO czy SLD- tu nie ma złudzeń. To są tak samo ludzie łakomi na pieniądze jak w innych partiach a nawet i bardziej bo:  po pierwsze – tyle czekali, po drugie muszą dzielić się z partią. Przykład afera SKOK-ów- parę milionów wyprowadzonych a panowie którzy w tym maczali ręce są dziś na wysokich stanowiskach i co im kto zrobi? A nawet jeśli prokuratura się do nich zabierze , sąd skarze to i tak Duda uniewinni.

   Mam jednak nadzieję, że by zamknąć usta ludziom i uspokoić nastroje władza będzie musiała rzucić jakiś „ochłap” dla gawiedzi. Może w tym uda im się trafić w sedno i coś zrobią dobrego dla kraju i społeczeństwa.
   Może ale na razie zajęci są innymi sprawami. Tylko Szydło coś tam pichci by  dopiąć budżet. Reszta ma ważniejsze sprawy i pracuje na nocną zmianę. 

czwartek, 17 grudnia 2015

Jarosław czy Wiesław a może jeszcze inaczej


   Jaro-sław, Jaro-sław… sław, Wies-sław- skandował tłum przerywając przemówienie.

   Takie wrażenie miałem słuchając i oglądając przemówienie Jarosława Polskęzbawa w czasie niedzielnego marszu poparcia dla rządzących. No cóż nie wszyscy może pamiętają, nie wszyscy mogą pamiętać przemówienia na wiecach wygłaszane przez Wiesława towarzysza Gomółkę.

    Jakież uderzające podobieństwo. Podobne retoryka, podobne dzielenie społeczeństwa na swoich czyli obecnych i tych nieobecnych lub wrogo nastawionych. Podobnie też wypowiadał się Wiesław o ludziach wierzących jak Jarek o obrońcach demokracji (ale nie w jego pojęciu)-czyli ludziach z brakami intelektualnymi. Bo przecież Jarek podobnie jak Wiesław wie najlepiej co dla narodu jest najlepsze i jacy powinni być obywatele JEGO państwa. Nie jakieś tam żydy , czy muzułmanie lub inni uchodźcy- to przecież element niepewny, zagrażający prawdziwym Polakom albo spekulują albo roznoszą choroby i zarazki.

Jakież to irracjonalne , śmieszne i zarazem straszne.
Straszny jest ten tłum skandujący- oni w to chyba wierzą.

   Tak rodził się nacjonalizm niemiecki. Tak porywał tłumy swymi przemówieniami Hitler.
To on wpajał ludziom wierzącym mu , że są lepsi niż reszta. To on wskazywał wrogów jako sprawców nieszczęść prawomyślnych (czyli jego zwolenników). To on usuwał wszelkie przeszkody prawne konstytucyjne na drodze do pełni władzy odwołując się do woli społeczeństwa.
Czytałem niedawno, że porównanie PiS z NSDAP nobilituje pisiorów. Może.
Postawmy się jednak w okresie początków lat trzydziestych na miejscu Niemców. Borykający się z kryzysem finansowym i politycznym naród oczekiwał ZMIANY, chciał by ktoś poprowadził go z jakąś wizją celu. Hitler taki cel wyznaczył, populistycznymi hasłami zdobył w demokratycznych wyborach władzę i już jej nie oddał.

   No tak, ale nasz Jarosław Polskezbaw nie dorasta mu do pięt. Nie ma tej charyzmy, nie ma też tej sprawności politycznej ale ambicje niestety ma. Gdyby Polska nie była członkiem Unii Europejskiej to kto wie co by mu przyszło do głowy. Przecież i teraz ta przynależność mu uwiera i przeszkadza w rozwinięciu swej wizji.
Przyjrzyjmy się i przysłuchajmy się wypowiedziom czołowych polityków PiS-u. Przecież prawie co dzień pojawia się jakiś kwiatek – nawiązujący do tamtej upadłej ideologii.

   W Niemczech po dojściu do władzy NSDAP elity polityczne też bagatelizowały całą sprawę, „no cóż ten krzykacz może właściwie zrobić”, intelektualiści chociaż widzieli zagrożenie podobnie nie traktowali go jako możliwego do zrealizowania ale …. mijał czas a demokracja i praworządność stawały się tylko fasadą.
To , że nie pali się u nas książek? A czym , że jest wysyłanie krucjat różańcowych pod teatry, protesty przed wystawami, rugowanie nieprawomyślnych dziennikarzy z mediów publicznych. Polacy książek nie czytają ale oglądają telewizję. Tam muszą być „swoi” dlatego reorganizuje się media publiczne by mieć wpływ na informacje. Nie ma u nas bojówek SA? Namiastką ich są grupy kiboli i narodowców spod znaku MW, którzy gdy tylko wskaże się im wroga gotowi są znaczyć domy , wybijać szyby utrudniać przemarsz demonstracji pod „niesłusznymi” hasłami.
Nie wiele trzeba.

   Gdy uczyłem się historii to na początku wydawało mi się, że zamiany o jakich czytałem były wyraziste i dostrzegalne dla współczesnych, dziś kiedy moje pokolenie samo kształtowało historię wiem, że nie zawsze jest łatwo rozpoznać zagrożenia gdy jest się uczestnikiem choćby biernym przemian. Będąc w środku wydarzeń łatwo stracić z oczu ogląd całej sytuacji.
Dlatego to co się dzieje u nas w Polsce napawa mnie pewnym lękiem. Idziemy ale jakby wracając do czasów minionych.

   Mój jeden z ulubionych dziennikarzy Tomasz Lis napisał dziś w „Na temat” fajny artykuł.
Mnie jednak bardziej odpowiada porównanie z Niemieckim doświadczeniem, bolszewicy siłą zdobyli władzę a w Niemczech to społeczeństwo w wolnych wyborach dało zielone światło dla zmian- i tu jest większe podobieństwo do naszej rzeczywistości. Bolszewicy narzucali swe przekonania większości a hitlerowcy tą większość niejako pozyskali hasłami.

   Tak czy siak „źle się dzieje w państwie duńskim” .

   Mam jednak nadzieję graniczącą z pewnością, że Jarek i jego świta w swym pospiechu do pełni władzy w końcu się potkną i wyjdzie jedna wielka klapa. Oni są tak głodni władzy, że szybko połykają kęs za kęsem bez zastanowienia się, może się w końcu udławią większym kawałkiem który nie przejdzie im przez gardło. Podejrzewam, że może to być kawałek pod tytułem „konstytucja”.
  Tu nogi zmęczone przebieraniem mogą się rozjechać, bo ludzie jacy by nie byli ale w większości jednak swój rozum mają i wyczują , że zmiana ich ograniczy. 

    Polacy nie lubią być ograniczani, nie lubią być pouczani na każdym kroku!

To co jest naszą wadą w czasie pokoju a więc krnąbrność jest zaletą w czasie zniewolenia i to jest to o czym „przewodnia siła narodu” chyba zapomina. A mamy przecież niepokojowy czas.

środa, 16 grudnia 2015

Linuks- nie wszystko złoto co się ...


   Prawie rok temu pisałem o tym jak to przeszedłem z win. XP na Linuksa.
No tak to pięknie wyglądało. Przez rok cały byłem zadowolonym użytkownikiem tego systemu.
   Moja żona, gdy zainstalowałem jej Windows 10 twierdzi , że przedtem było lepiej a jako, że jest w zasadzie tylko zwykłym użytkownikiem i jej wierzę to stawia linuksowy Ubuntu wyżej niż Windows nawet w najnowszej odsłonie. Coś z tą niby intuicyjnością im nie wyszło.
Żona jest jednak tylko użytkownikiem a ja zaś tym, który ma to wszystko „ogarnąć” i sprawić by działało- cóż taki los faceta.
   Tu niedawno pojawił się problem. Na moim laptopie miałem obok zainstalowanego Win XP Linuksa Minta 16 Petra i chodziło znakomicie ale po użytkowaniu rocznym okazało się, że coraz częściej pojawiał się komunikat o braku miejsca na dysku. Problem ten sam sprowadziłem sobie na głowę w trakcie instalacji Minta. Ustaliłem minimalną dla tego systemu partycję – do spowodowało, że zapisywane dokumenty zapełniły ta partycję i de facto nie dało się już normalnie dalej użytkować laptopa.
   Postanowiłem podjąć radykalne kroki i sformatować cały twardy dysk pozbywając się systemu z Microsoftu instalując najnowsze wydanie Linuksa Minta 17.2 Rachela.

   Rachela – piękne imię ale przy całej tej operacji i późniejszych perypetiach trochę mi to imię zbrzydło.
Samo formatowanie ( „poszły się paść” wszystkie zdjęcia, dokumenty, muzyka KSU itp.) przebiegło szybko i sprawnie podobnie jak instalacja Racheli. Problemy pojawiły się potem.
To co wytrąca mnie z równowagi przy korzystaniu z Linuksów to brak wsparcia dla urządzeń peryferyjnych.
Instalacja karty sieciowej wi-fi to małe piwo gdy doszło do instalacji modemu USB.
Będąc w Niemczech chciałem skorzystać z mobilnego internetu, w tym celu pozyskałem czyli pożyczyłem modem Huawei 3372 i myślałem, że sprawa jest prosta- podłączam i jest. Nic bardziej mylnego.
Przez dwa tygodnie pobytu w Niemczech walczyłem by w końcu modem mógł pracować. Ściągałem programy niby instalujące modem ale nic to nie dawało. Podobne problemy miało wielu internautów, którzy na forach linuksowych szukali pomocy.

   Ja w końcu się poddałem. Przeinstalowałem system na Ubuntu 15.10, zainstalowałem odpowiednio kartę sieciową do wi-fi i zakupiłem router na kary GSM.

    Przygoda ta dała mi nauczę, że nie do końca coś co wspaniale działa jest tak do końca dobrym produktem.
 Nie, nie wrócę do Windowsów ale też nie do końca jestem zadowolony z działań programistów zajmujących się rozwojem dystrybucji linuksowych. Cóż to za system gdy nie można do niego normalnie podłączyć urządzenia zewnętrznego by działało od razu.
System operacyjny powinien to sam "załatwiać" i nie wymagać od użytkownika dodatkowych działań. 
Jeśli jak twierdza programiści to wina firm, że nie załączają do sprzętu programów startowych pod Linuksa to znaczy, że systemy te są przez producentów albo lekceważone lub niedostrzegane. Czas by w końcu ten stan rzeczy się zmienił i tu jest pole do popisu dla fanów tych wspaniałych dystrybucji. Gdy nie usunie się tych problemów nie ma co liczyć na zwiększenie liczby użytkowników. Bo niby kto chce sprowadzać na siebie problemów z instalacjami czegoś co w Windowsie samo się podłącza i instaluje.

   Przez te właśnie przeboje musiałem się uciszyć na parę dobrych dni a i teraz nie za wiele mogę publikować za względu na możliwości Niemieckich sieci internetu pre-paid, ale o tym innym razem.

Krajobraz po burzy czy tez w czasie burzy.

   Będąc w czasie ostatniego weekendu w Polsce obejrzałem marsze w Warszawie , jeden pod hasłem obrony demokracji a drugi poparcia dla rządu.
   W ogóle pod kątem obecnej sytuacji w Polsce jakoś mi się ciężej wraca do Polski jako do skansenu etniczno-religijnego. Do tego wypowiedzi J. Kaczyńskiego o „polakach najgorszego sortu” oraz „ludzi z problemami psychicznymi” powodują, że czuję się jakby wykluczony. To, że myślę inaczej niż obecnie sprawujący władzę, wg. ich kryteriów, powoduje , że nie jestem patriotą mimo że przez swoje „najlepsze lata” traciłem zdrowie, narażałem życie, poświęcałem czas by stać na strazy granicy mojego państwa (za niewielkie pieniądze), mimo że z okazji każdych świąt państwowych wywieszam flagę państwa, mimo że znam słowa hymnu , że znam w miarę dobrym poziomie historię swego kraju.

   „ Kto nie z nami, ten przeciwko nam” - to hasło dziś króluje. To nic, że głoszący je żyją w jakimś dziwnym irracjonalnym świecie oderwanym od rzeczywistości, od realiów politycznych europy. Jeśli fakty przemawiają przeciw nim to tym gorzej dla faktów. Arogancja i buta obecnej władzy nie ma w naszej historii odpowiednika.

   „Zamach stanu” pisałem parę tygodni temu, dziś to potwierdzam, to rzeczywiście jest zamach stanu , zamach pełzający jak piszą w Niemczech, powoli ale systematycznie obalane są podstawy fundamentalne otwartego demokratycznego społeczeństwa i państwa prawa.
Oglądając wystąpienia Jarosława Polskęzbaw podczas marszu poparcia dla rządzących, bo przecież nie w rocznicę stanu wojennego ( J. Polskezbaw nawet nie był internowany?! Więc co ma świętować?) zastanawiałem się jak do władzy mógł dojść taki „ktoś” , jak ludzie mogli mu zaufać, jakie mechanizmy sprawiły, że hasła populistyczno-nacjonalistyczne zdobyły taka popularność.
   Rację przyznawałem zarówno T. Lisowi i J. Żakowskiemu w ich analizach o przyczynach i podstawach zwycięstwa PiS. Były to jednak analizy z czysto politycznego punktu widzenia- marazm i zmeczenie PO, słaba kampania wyborcza itp. ale to nie wszystko. Tu musiał zadziałać jeszcze inny czynnik, coś co skłoniło ludzi o w miarę otwartych umysłach do zagłosowania na PiS.
Przecież nie mogła porwać ich nowomowa i ciągłe „odwracanie kota ogonem”.

Tym hasłem wytrychem stała się „ZMIANA”

   Zmiana stała się nadzieją na lepsze. Nadzieja to coś co porwało ludzi, co przeważyło by niezdecydowani zabrali głos i opowiedzieli się za czymś „nowym”. Nie było w sumie na kogo głosować, wciąż walczyły dwie opcje PO i PiS. Lewica z Millerem w tle nie mogła porwać zaś Nowoczesna zbyt nowy twór i do tego kojarzony z PO też nie porywał ludzi ( i tak dzięki p. Petru na szczęście odniósł sukces).
    Pisałem już po wyborach prezydenckich, że chwalenie się sukcesami Polski przez PO nie odniesie rezultatu bo ludzie nie czuja się beneficjentami tych sukcesów. Cóż z tego, że mamy autostrady, że stadiony, że kraj się rozwija, że PKB jest jedne z najwyższych w Europie, gdy zwykły obywatel nie czuje tego w swojej kieszeni. Demagogia i populizm?
Nie!
   W „Polityce” nr48 natknąłem nie na artykuł  Ryszarda Sochy pod tytułem „Drapacze z biur” opisujący polską rzeczywistość ludzi pracujących popartą zarówno badaniami statystycznymi GUS z 2008 r. jak i Raportem Komisji Europejskiej. Z 2011r. Szkoda, że rząd PO nie zapoznał się nie przeanalizował tych danych. Co z nich wynika?
A to bardzo ciekawe i zarazem smutne, choć przecież większość społeczeństwa to odczuwała ale bardziej intuicyjnie lub na własnej skórze.
W 2008 r. GUS przeprowadził badania statystyczne wśród biednych pracujących i okazało się, że Takich pracujących a jednocześnie popadających w biedę ludzi jest 6,6 proc. wśród ogółu pracujących to oznaczało ok. 2 mln. ludzi(!). Raport KE z 2011 roku mówi już o 12 proc. Pracujących w Polsce zagrożonych ubóstwem. Polska w tym raporcie wyprzedzała tylko Rumunie i Grecję. Tak. To jest chyba jedna z głównych przyczyn frustracji społecznej i  tym samych skłonności do szukania zmian, zmian swojej sytuacji.
Jak człowiek pracujący w pełnym wymiarze godzin a jednocześnie nie będący w stanie utrzymać swojej rodziny ma cieszyć się z nowych autostrad, czy stadionów? Jak ludzie pracujący by zapewnić swoim bliskim jako taki status  materialny po 10-14 godzin dziennie ma głosować za utrzymaniem tego stanu rzeczy. Jak rodziny których bliscy wyemigrowali by zarabiać godziwe pieniądze mają czuć satysfakcję? Z czego? Z tęsknoty, z zerwaniem więzi rodzinnych?

   Hasło „ZMIANA” podawana była w otoczce zmian socjalnych i to trafiło do ludzi. Że tak naprawdę chodziło o zmianę systemu demokratycznego na autorytarny to wyszło i wychodzi dopiero dziś.
Ludzie łykają gorzką pigułkę arogancji, buty i bufonady polityków PiS ciągle mając nadzieję na poprawę swojej sytuacji materialnej- jednak powoli i ta nadzieja opada. Gdy cała prawda o obłudzie i fałszu wyjdzie na jaw i dotrze do wyborców może być już za późno. Tempo zmian ustrojowych, kadrowych jest tak szybkie by wykorzystać ten jedyny moment gdy jeszcze tli się w społeczeństwie nadzieja.

   Działania KOD- u popieram jak większość „normalnych” ludzi, popieram też działania Nowoczesnej bo tylko w taki sposób mogę wyrazić swój sprzeciw wobec zawłaszczania państwa przez PiS. Jednak nie widzę realnej szansy na zmianę w chwili obecnej kursu rządzącej koalicji PiS- Kukiz15 dlatego, że oni nie przyjmują do siebie żadnych argumentów. Nic nie jest w stanie ich wytrącić z toru ich myślenia. Przykład? Niedzielny program „Kawa na ławę” i wypowiedzi p. Kempy. To szczyt szczytów arogancji. Pouczała wszystkich obecnych, ba nawet obrażała współrozmówczynię- czy z takimi ludźmi można uprawiać dialog społeczny? Chyba nie bo oni nie chcą rozmawiać, Oni mają rację jedyną i słuszną. Jak bolszewicy.