Znowu nastała
przerwa, przepraszam ale trochę za dużo zajęć naraz sobie wziąłem
na głowę.
Szkolenia, wizyty u
potencjalnych klientów, rozliczenia PIT, przemeblowanie zarządzone
przez żonę w domu i pozyskiwanie nowych partnerów- trochę tego za
dużo, a czasu za mało.
Wracając do Rumunii
– jednym z celów wyprawy była, jak pisałem, TRANSYLWANIA.
Po noclegu w
„pensjonacie” i szybkim śniadaniu ruszyliśmy w drogę do krainy
wampirów.
Rumunia to naprawdę
piękny kraj o zróżnicowanym krajobrazie. Mamy tu niziny, równiny,
góry z niekończącymi się serpentynami, morze, duże rzeki i
przepiękne obiekty architektoniczne. Warto to zobaczyć.
Drogi podobnie jak w
Polsce raz lepsze , a raz gorsze nawet autostrady. Trzeba uważać na
ograniczenia prędkości wjeżdżając do wiosek i miasteczek, bo
podane na znakach wartości są rzeczywiste, ulice kręte i zakręty
45% stopni a nawet więcej to norma. Uważać też trzeba na stada
psów wędrujących ulicami.
Jechaliśmy przez
wioski podziwiając zaskakujące swą kiczowatą architekturą
pałacyki cygańskie.
Trzeba mieć fantazję, pieniądze i nie mieć smaku by stawiać coś takiego. Choć swój urok ma.
Dzieciaki miały
ubaw bo co raz coś było Romana, Posta Romana, Policja Romana, a
dodam, że wtedy ministrem MEN był Roman G. „wsławiony”
wprowadzeniem mundurków, więc radocha podwójna.
Piękne widoki z serpentyn.
Gdy dotarliśmy do
Transylwanii od razu to zauważyliśmy. Zmiana architektury, ubiorów
ludzi, pojawienie się bryczek zaprzęgniętych w osiołki. Cóż za
klimat. Ulicami wiosek chodzą kobiety w czarnych spódnicach,
białych bluzkach i czarnych chustach na głowach. Co poniektóre
również mimo upału miały zarzucone czarne żakiety ( czy jak to
nazwać? Nie wiem). Mężczyźni również ubrani na czarno w
kapeluszach.
Dotarliśmy do celu.
Miasto gdzie mieszkał Vlad Tepes czyli Vlad Palownik pierwowzór
postaci Hrabiego Drakuli- SIGHISOARY.
Sighisoara jest malownicza.Takich kamienic jest na starówce mnóstwo.
Akcent rzymski
Wieża zegarowa i wjazdowa na zamkowe wzgórze.
W tej kamienicy mieszkał Vlad Palownik.
Widok na starówkę z zamku.
Pożegnali nas śpiewem. Rozpoczynał się festiwal muzyki średniowiecznej.
Piękne
jest to miasto i zasłużenie wpisano je na listę UNECO.
Średniowieczna cytadela do dziś zamieszkana, malownicza z uwagi na
różne kolory elewacji i pokrycia dachów. Wieża zegarowa i kościół
– obowiązkowy punkt wycieczki. Piękny też widok z cytadeli na
stare miasto. Warto też zobaczyć ruiny rzymskiej twierdzy mającej
bronić cesarstwa od wschodu.
Po
zwiedzaniu doszedłem do wniosku , że to jest takie miasto, z taką
magiczną energią, że podobnie jak rzymianie, którzy się tu
osiedlili przed wiekami tak i ja mógłbym tam żyć.
Fajnie
było tam pooddychać tym dziwnym ciepłym i miłym powietrzem.
Starówka tak malowniczo piękna, że gdyby ją ktoś namalował to
można by określić obraz kiczem. Czasem tak jest, że piękno
przybiera kiczowatą formę.
Nie
dość atrakcji? No to na Trasę Transfogarską.
„Geniusz
Karpat” by móc szybko przerzucać wojska pancerne z/na północ
postanowił wybudować trasę przez strome góry Fogary. Jak
postanowił tak i uczynił. Budowało ją wojsko, ile żołnierzy tam
zginęło to chyba nigdy się nikt nie dowie ale powstała wspaniała
trasa dostępna tylko parę tygodni w roku.
My
w połowie lipca mieliśmy okazje lepić kule śnieżne.
Wjazd
na trasę rozpoczęliśmy serpentynami, stromizny i zakręty. Wydawać
by się mogło, że nie skończą się. Trochę zacząłem się
zastanawiać czy Voyager da sobie rade na wyższych wysokościach
gdzie powietrze jest rzadsze. Ale dzielnie się spisywał.
Zatrzymaliśmy się gdy tylko przekroczyliśmy granicę chmur bo
dzieciaki zrobiły „wow” na widok kłębiących się poniżej
chmur.
Woda dla psa musi się zawsze znaleść.
Betonowe osłony przed spadającymi kamieniami.
Parking nad chmurami.
Widok w dół skąd przyjechaliśmy.
Niestety córka "złapała" mnie na jedzeniu sera owczego lub precli sprzedawanych tam przez górali.
Osiołki.
Widok z korony zapory.
Dracula zaprasza na nocleg ;-)
Dojechaliśmy do małego parkingu i mogliśmy się rozkoszować
widokiem.
Nie
konie to jednak jazdy w górę, kolejne zakręty , wodospady,
zatrzymaliśmy się przy jednym z nich bo obok leżał jeszcze śnieg.
Potem
znowu w górę aż dojechaliśmy do górnej stacji kolejki linowej i
do tunelu przekutego przez sam szczyt. Tunel to za dużo powiedziane,
przebity w skale, źle oświetlony przejazd. Nieobetonowany, w
surowej skale wykuty tunel by wąski na tyle, że aby minęły się
dwie osobówki to trzeba było zwolnić i jechać prawie „na
lusterka”. Jak
długo jechało się na górę tak szybko minął zjazd. Córka przez
okna robiła zdjęcia i tylko raz zatrzymaliśmy się by mogła
pogłaskać pasące przy drodze się osiołki.
Droga
doprowadziła nas do zapory wodnej. Inna niż zapora solińska, inny
rodzaj hydro- budowli. Wysoka na 160 m wydaje się mniejsza ale
biorąc pod uwagą wysokość to masa spiętrzonej wody robi
wrażenie. Skoki bungee odwołane z powodu deszczu- szkoda miałem
ochotę na skok w tą przepaść- dziś niedozwolona dla mnie
przyjemność przez kardiologa.
Po
krótkim postoju ruszyliśmy szukać miasteczka i jakiegoś lokum na
nocleg.
I to by było na dziś tyle.
A jeszcze jedna uwaga na tle aktualnych wiadomości.
"IDA" dostała OSCARA a my mamy jeszcze więcej radości bo "Grand Budapest Hotel" dostał 4 Oscary a kręcony był w naszym mieście.