czwartek, 26 lutego 2015

Rumunia cz. III -Transylwania czyli Kraina Wampirów.

    Znowu nastała przerwa, przepraszam ale trochę za dużo zajęć naraz sobie wziąłem na głowę.
Szkolenia, wizyty u potencjalnych klientów, rozliczenia PIT, przemeblowanie zarządzone przez żonę w domu i pozyskiwanie nowych partnerów- trochę tego za dużo, a czasu za mało.

   Wracając do Rumunii – jednym z celów wyprawy była, jak pisałem, TRANSYLWANIA.
Po noclegu w „pensjonacie” i szybkim śniadaniu ruszyliśmy w drogę do krainy wampirów.
Rumunia to naprawdę piękny kraj o zróżnicowanym krajobrazie. Mamy tu niziny, równiny, góry z niekończącymi się serpentynami, morze, duże rzeki i przepiękne obiekty architektoniczne. Warto to zobaczyć.
Drogi podobnie jak w Polsce raz lepsze , a raz gorsze nawet autostrady. Trzeba uważać na ograniczenia prędkości wjeżdżając do wiosek i miasteczek, bo podane na znakach wartości są rzeczywiste, ulice kręte i zakręty 45% stopni a nawet więcej to norma. Uważać też trzeba na stada psów wędrujących ulicami.

   Jechaliśmy przez wioski podziwiając zaskakujące swą kiczowatą architekturą pałacyki cygańskie.
 Trzeba mieć fantazję, pieniądze i nie mieć smaku by stawiać coś takiego. Choć swój urok ma.


Dzieciaki miały ubaw bo co raz coś było Romana, Posta Romana, Policja Romana, a dodam, że wtedy ministrem MEN był Roman G. „wsławiony” wprowadzeniem mundurków, więc radocha podwójna.

Piękne widoki z serpentyn.
   Gdy dotarliśmy do Transylwanii od razu to zauważyliśmy. Zmiana architektury, ubiorów ludzi, pojawienie się bryczek zaprzęgniętych w osiołki. Cóż za klimat. Ulicami wiosek chodzą kobiety w czarnych spódnicach, białych bluzkach i czarnych chustach na głowach. Co poniektóre również mimo upału miały zarzucone czarne żakiety ( czy jak to nazwać? Nie wiem). Mężczyźni również ubrani na czarno w kapeluszach.
Dotarliśmy do celu. Miasto gdzie mieszkał Vlad Tepes czyli Vlad Palownik pierwowzór postaci Hrabiego Drakuli- SIGHISOARY.

 Sighisoara jest malownicza.Takich kamienic jest na starówce mnóstwo.
 Akcent rzymski
 Wieża zegarowa i wjazdowa na zamkowe wzgórze.
 W tej kamienicy mieszkał Vlad Palownik.
 Widok na starówkę z zamku.
Pożegnali nas śpiewem. Rozpoczynał się festiwal muzyki średniowiecznej.

Piękne jest to miasto i zasłużenie wpisano je na listę UNECO. Średniowieczna cytadela do dziś zamieszkana, malownicza z uwagi na różne kolory elewacji i pokrycia dachów. Wieża zegarowa i kościół – obowiązkowy punkt wycieczki. Piękny też widok z cytadeli na stare miasto. Warto też zobaczyć ruiny rzymskiej twierdzy mającej bronić cesarstwa od wschodu.

Po zwiedzaniu doszedłem do wniosku , że to jest takie miasto, z taką magiczną energią, że podobnie jak rzymianie, którzy się tu osiedlili przed wiekami tak i ja mógłbym tam żyć.

   Fajnie było tam pooddychać tym dziwnym ciepłym i miłym powietrzem. Starówka tak malowniczo piękna, że gdyby ją ktoś namalował to można by określić obraz kiczem. Czasem tak jest, że piękno przybiera kiczowatą formę.

   Nie dość atrakcji? No to na Trasę Transfogarską.
Geniusz Karpat” by móc szybko przerzucać wojska pancerne z/na północ postanowił wybudować trasę przez strome góry Fogary. Jak postanowił tak i uczynił. Budowało ją wojsko, ile żołnierzy tam zginęło to chyba nigdy się nikt nie dowie ale powstała wspaniała trasa dostępna tylko parę tygodni w roku.
My w połowie lipca mieliśmy okazje lepić kule śnieżne.

    Wjazd na trasę rozpoczęliśmy serpentynami, stromizny i zakręty. Wydawać by się mogło, że nie skończą się. Trochę zacząłem się zastanawiać czy Voyager da sobie rade na wyższych wysokościach gdzie powietrze jest rzadsze. Ale dzielnie się spisywał. Zatrzymaliśmy się gdy tylko przekroczyliśmy granicę chmur bo dzieciaki zrobiły „wow” na widok kłębiących się poniżej chmur. 


 Woda dla psa musi się zawsze znaleść.
 Betonowe osłony przed spadającymi kamieniami.
 Parking nad chmurami.
 Widok w dół skąd przyjechaliśmy.
 Niestety córka "złapała" mnie na jedzeniu sera owczego lub precli sprzedawanych tam przez górali.
 Osiołki.

 Widok z korony zapory.
Dracula zaprasza na nocleg ;-)

    Dojechaliśmy do małego parkingu i mogliśmy się rozkoszować widokiem.

Nie konie to jednak jazdy w górę, kolejne zakręty , wodospady, zatrzymaliśmy się przy jednym z nich bo obok leżał jeszcze śnieg. Potem znowu w górę aż dojechaliśmy do górnej stacji kolejki linowej i do tunelu przekutego przez sam szczyt. Tunel to za dużo powiedziane, przebity w skale, źle oświetlony przejazd. Nieobetonowany, w surowej skale wykuty tunel by wąski na tyle, że aby minęły się dwie osobówki to trzeba było zwolnić i jechać prawie „na lusterka”. Jak długo jechało się na górę tak szybko minął zjazd. Córka przez okna robiła zdjęcia i tylko raz zatrzymaliśmy się by mogła pogłaskać pasące przy drodze się osiołki. Droga doprowadziła nas do zapory wodnej. Inna niż zapora solińska, inny rodzaj hydro- budowli. Wysoka na 160 m wydaje się mniejsza ale biorąc pod uwagą wysokość to masa spiętrzonej wody robi wrażenie. Skoki bungee odwołane z powodu deszczu- szkoda miałem ochotę na skok w tą przepaść- dziś niedozwolona dla mnie przyjemność przez kardiologa. Po krótkim postoju ruszyliśmy szukać miasteczka i jakiegoś lokum na nocleg.


I to by było na dziś tyle.
A jeszcze jedna uwaga na tle aktualnych wiadomości.
"IDA" dostała OSCARA a my mamy jeszcze więcej radości bo "Grand Budapest Hotel" dostał 4 Oscary a kręcony był w naszym mieście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz