niedziela, 1 lutego 2015

Wspomnień czar - początki podróżowania.

Moje podróże. Część I – Początek.

    Wychowywałem się w małej Bieszczadzkiej wiosce w pobliżu Ustrzyk Dolnych. To miejsce i sytuacja rodzinna determinowały początek realizacji swoich marzeń o podróżach.

    Góry jak pisał Kasprowicz determinują rozwój wrażliwości człowieka na piękno i poznanie. Może ta ciekawość świata wynikała z tego że jako dziecko chciałoby się wiedzieć co jest za tą górą, za następną itd. I tak człowiek rośnie w przeświadczeniu że musi poznawać to co daleko, co zasłonięte, co musi odkryć choćby wymagało to wysiłku.

    Jako, że w domu rodzinnym rodzice zajęci byli dzieleniem czasu pomiędzy pracą zawodową, prowadzeniem gospodarstwa rolnego, dom – czasu na wyjazdy, wczasy nie było. Zresztą jak wyjechać na parę dni gdy zwierzęta w oborze. Pracy zawsze było na tyle, że ja jako najstarszy musiałem również uczestniczyć w podziale obowiązków i choć rodzice mnie nie zamęczali to jednak obowiązków trochę było. By poznawać świat musiałem czytać, dużo czytać.

  Nie było jednak aż tak do końca ciężko by nie było na wakacje jakiś wyjazdów ale to raczej do rodziny, do Tarnowa, do wioski pod Kraków. Na kolonii nigdy nie byłem, ale jako harcerz pojechałem na obóz na Roztocze- fajnie było trochę oderwać się od świata dorosłych i pobyć z rówieśnikami.

   Później jak każdy dorastający człowiek włóczyłem się po uczelniach Kraków, Lublin, Krosno. Trudno to jednak nazwać podróżami w sensie wypoczynku i relaksu. Chyba, żeby traktować je jako oderwanie się od lokalnego środowiska.

   Pierwsze wyjazdy typowo relaksacyjne i podróżnicze zacząłem już jako człowiek dorosły, mąż i ojciec. Brało się dzieciaki do samochodu i wyjazdy na góra 2 dni w Polskę lub jednodniowe wypady na jakieś zamczysko np. do Odrzykonia.  Byliśmy tym sposobem w Warszawie, Częstochowie, Krakowie i na Szlaku Orlich Gniazd. Niestety nie dysponuję zdjęciami gdyż zostały w Bieszczadach u byłej małżonki.
Wycieczki te były krótkie rodzinne i przede wszystkim krajowe, w moim rozumieniu było to na co mnie było stać. Decydował stosunek cena/jakość – to, że to był błąd to uświadomiłem sobie dopiero później.

   Gdy podjąłem decyzję o budowie własnego domu, wszelkie wyjazdy zostały zawieszone a budżet planowany był pod kontem budowy i dopiero po jej ukończeniu, po przeprowadzce do nowego domu można było pomyśleć o powrocie do realizacji marzeń, ale to też był przypadek , że ruszyłem za granicę.

   Jakie zdarzenie o tym zadecydowało opiszę w następnym wpisie. Powiem tylko tyle, że warto było posłuchać rad i w końcu ruszyć, a potem to już poszło.

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz