niedziela, 25 października 2015

Jesień, jesień....

    Nigdy nie lubiłem pogrzebów a i teraz nie jest to dla mnie przyjemność uczestniczenie w takich uroczystościach ale dziś żałuję, że nie mogłem być na dwóch niedawno odbywających się.
Cóż, chyba to już z nami tak jest, że im więcej życia za nami a mniej przed, to zmieniamy swe obyczaje- nie, nie tak do końca- ja nadal nie lubię i chyba nigdy nie będę w stanie zaakceptować pożegnań na cmentarzach. Są ludzie, znam ich, którzy „biegają” po pogrzebach, nawet ludzi których dobrze nie znali. Może to takie czerpanie sił i otucha, że tym rzem to jeszcze nie ja, może to swoiste zaczarowywanie przyszłości i śmierci-oswajanie się z nią.
Nie, dla mnie odejście to „odejście”. Było się i nie jest. Ot i wszystko. Co po człowieku pozostaje? Nagrobek nad który może kiedyś ktoś przyjdzie i zatrzyma się chwilę? Nagrobki, ceremonie pogrzebowe nie są chyba tyle ważne co to co człowiek pozostawił po sobie w sercach i umysłach innych ludzi. Ważne są myśli i emocje jakie wywołuje się w ludziach. To są wspomnienia czasem radosne, czasem śmieszne, a czasem smutne ale zawsze jakieś- to ślad jaki pozostawiamy po sobie.
Można jeszcze wspomnieć o biologicznym sensie naszego trwania i odejścia a więc o przekazaniu życia następnym pokoleniom, powieleniu własnego DNA.

   Popijając dziś rano kawę patrzyłem jak za oknem , powoli porywane lekkim wiatrem opadają liście z drzewa. Prozaiczny widok i w sumie trochę kiczowaty w swym pięknie. Taka sobie metafora życia. Rodzimy się , rośniemy, piękniejemy, zachwycamy będąc w stanie pełnego rozkwitu a potem najpierw z wolna tracimy swe kolory, kształty by w końcu porwanym być przez wiatr opadamy na ...ziemię bezwolnie i bez życia.

    Opisywałem już moje zafascynowanie filmem „American Beauty” , jest tam przepiękna scena tańczącej na wietrze plastikowej torebki, reklamówki. Przepiękna scena bo przekłada się bezpośrednio na życie bohaterów filmu. Wzloty i upadki, uniesienia i poddanie się sile przeznaczeniu, chwilowe zatrzymanie jakby w zastanowieniu i ponowny wzlot by spać z impetem na beton- bo takie jest to nasze trwanie. „Marność nad marnościami” rzekłby mnich ze średniowiecznego klasztory ale go na szczęście tu nie ma. Ta scena i w ogóle ten film bardzo do mnie przemawia (akcja też jest umiejscowiona na początku jesieni a kończy się widokiem ogołoconych drzew i liści zalegających na ulicy).

    Dlaczego mimo takich obrazów tyle we mnie optymizmu i planów na przyszłość? Bo to nasze życie dlatego, że takie kruche należy maksymalnie wykorzystywać, czerpać z niego ile się da, nie tyle otaczać się rzeczami ile emocjami i przeżyciami- bo to w nas pozostanie do końca naszych dni i to pozostawimy po sobie innym. Dlatego między innymi pisze te słowa. To nic, że dziś zesłany jestem do „Kubryka Davy'ego Jons'a”- wrócę i wezmę swoją Małgorzatę w lot.... jak Mistrz. I jak u Bułhakowa ruszy moja Małgorzata na bal, na Bal Życia. Miałczyński w „Nic śmiesznego” całe swoje życie czekał na swą Małgorzatę a ja już z Nią jestem, może on nigdy nie był Mistrzem. Ponownie zaśmiejemy się pełnią uśmiechu i rozradujemy swe serca otaczającym nas pięknem świata. To nic, że kraj cofa się o kilkanaście lat, to nic, że lekceważą naszą pracę, to nic,że jesień, to nic, to nic – bo świat niesie w sobie tyle dobra, że mimo tych przeciwności warto się starać i trwać razem.
Czy może być coś piękniejszego i bardziej odmładzającego niż szczery uśmiech osoby ukochanej, niż wspólne dreptanie po ulicach zwiedzanych miast z głowami uniesionymi wysoko by jak najwięcej chłonąć piękna tych miejsc, niż wylegiwanie się na plaży, kombinowanie jak zamówić kawę nie znając języka francuskiego? Co może zastąpić radości z odkrycia jak w obcym kraju obsługiwać krany lub kupić bilet tramwajowy w automacie? Te wszystkie emocje są naszym życiem. „To” po nas zostaje w opowieściach, na zdjęciach, w pamięci bliskich i w końcu w mojej pisaninie. Bo w tym jest sedno naszego istnienia by odcisnąć swój obraz w przemijającej rzeczywistości i poprzez ten obraz trwać w nieskończoność.
    Bo My, ja- Mistrz i Małgorzata- żyjemy młodzieńczą naiwnością i życzliwym podejściem do świata, bo My wierzymy w ludzi i ich uczciwość. Może dlatego, że żyjemy wśród młodych i jeszcze nie doświadczonych ludzi. Uczymy ich jak unikać problemów i jednocześnie obcując z nimi popełniamy też podobne jak oni błędy naiwności- bo młodość jest w nas. To, że bagaż życia już dość upchany i trochę ciąży ale jeszcze drzemie w nas chęć by pójść z życiem w zapasy i wygrać. Bo oprócz młodzieńczej naiwności jest też w nas siła młodzieńczego entuzjazmu i przebojowości.
Skąd bierzecie na to siłę? Jak to skąd? Z tego że jesteśmy razem.
   Samotny człowiek jest może jest wolny, może jest mu taniej i swobodniej ale i narażony jest na większe niebezpieczeństwa- łatwiej go złamać. Wspólnie, gdy ma się wsparcie choćby słowem to jakoś udaje się przetrzymać nie jedną burzę.

   Miało być o liściach, o jesieni a wyszło... jak wyszło.
Tęsknię.

    Tak to jest w Kubryku Jons'a- nic nie jest tym czym jest chyba, że nim jest- a więc nie zawsze liść jest ważny w jesieni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz