Nigdy nie lubiłem
pogrzebów a i teraz nie jest to dla mnie przyjemność
uczestniczenie w takich uroczystościach ale dziś żałuję, że nie
mogłem być na dwóch niedawno odbywających się.
Cóż, chyba to już
z nami tak jest, że im więcej życia za nami a mniej przed, to
zmieniamy swe obyczaje- nie, nie tak do końca- ja nadal nie lubię i
chyba nigdy nie będę w stanie zaakceptować pożegnań na
cmentarzach. Są ludzie, znam ich, którzy „biegają” po
pogrzebach, nawet ludzi których dobrze nie znali. Może to takie
czerpanie sił i otucha, że tym rzem to jeszcze nie ja, może to
swoiste zaczarowywanie przyszłości i śmierci-oswajanie się z nią.
Nie, dla mnie
odejście to „odejście”. Było się i nie jest. Ot i wszystko.
Co po człowieku pozostaje? Nagrobek nad który może kiedyś ktoś
przyjdzie i zatrzyma się chwilę? Nagrobki, ceremonie pogrzebowe nie
są chyba tyle ważne co to co człowiek pozostawił po sobie w
sercach i umysłach innych ludzi. Ważne są myśli i emocje jakie
wywołuje się w ludziach. To są wspomnienia czasem radosne, czasem
śmieszne, a czasem smutne ale zawsze jakieś- to ślad jaki
pozostawiamy po sobie.
Można jeszcze
wspomnieć o biologicznym sensie naszego trwania i odejścia a więc
o przekazaniu życia następnym pokoleniom, powieleniu własnego DNA.
Popijając dziś
rano kawę patrzyłem jak za oknem , powoli porywane lekkim wiatrem
opadają liście z drzewa. Prozaiczny widok i w sumie trochę
kiczowaty w swym pięknie. Taka sobie metafora życia. Rodzimy się ,
rośniemy, piękniejemy, zachwycamy będąc w stanie pełnego
rozkwitu a potem najpierw z wolna tracimy swe kolory, kształty by w
końcu porwanym być przez wiatr opadamy na ...ziemię bezwolnie i
bez życia.
Opisywałem już
moje zafascynowanie filmem „American Beauty” , jest tam przepiękna
scena tańczącej na wietrze plastikowej torebki, reklamówki.
Przepiękna scena bo przekłada się bezpośrednio na życie
bohaterów filmu. Wzloty i upadki, uniesienia i poddanie się sile
przeznaczeniu, chwilowe zatrzymanie jakby w zastanowieniu i ponowny
wzlot by spać z impetem na beton- bo takie jest to nasze trwanie.
„Marność nad marnościami” rzekłby mnich ze średniowiecznego
klasztory ale go na szczęście tu nie ma. Ta scena i w ogóle ten
film bardzo do mnie przemawia (akcja też jest umiejscowiona na
początku jesieni a kończy się widokiem ogołoconych drzew i liści
zalegających na ulicy).
Dlaczego mimo takich
obrazów tyle we mnie optymizmu i planów na przyszłość? Bo to
nasze życie dlatego, że takie kruche należy maksymalnie
wykorzystywać, czerpać z niego ile się da, nie tyle otaczać się
rzeczami ile emocjami i przeżyciami- bo to w nas pozostanie do końca
naszych dni i to pozostawimy po sobie innym. Dlatego między innymi
pisze te słowa. To nic, że dziś zesłany jestem do „Kubryka
Davy'ego Jons'a”- wrócę i wezmę swoją Małgorzatę w lot....
jak Mistrz. I jak u Bułhakowa ruszy moja Małgorzata na bal, na Bal
Życia. Miałczyński w „Nic śmiesznego” całe swoje życie
czekał na swą Małgorzatę a ja już z Nią jestem, może on nigdy
nie był Mistrzem. Ponownie zaśmiejemy się pełnią uśmiechu i
rozradujemy swe serca otaczającym nas pięknem świata. To nic, że
kraj cofa się o kilkanaście lat, to nic, że lekceważą naszą
pracę, to nic,że jesień, to nic, to nic – bo świat niesie w
sobie tyle dobra, że mimo tych przeciwności warto się starać i
trwać razem.
Czy może być coś
piękniejszego i bardziej odmładzającego niż szczery uśmiech
osoby ukochanej, niż wspólne dreptanie po ulicach zwiedzanych miast
z głowami uniesionymi wysoko by jak najwięcej chłonąć piękna
tych miejsc, niż wylegiwanie się na plaży, kombinowanie jak
zamówić kawę nie znając języka francuskiego? Co może zastąpić
radości z odkrycia jak w obcym kraju obsługiwać krany lub kupić
bilet tramwajowy w automacie? Te wszystkie emocje są naszym życiem.
„To” po nas zostaje w opowieściach, na zdjęciach, w pamięci
bliskich i w końcu w mojej pisaninie. Bo w tym jest sedno naszego
istnienia by odcisnąć swój obraz w przemijającej rzeczywistości
i poprzez ten obraz trwać w nieskończoność.
Bo My, ja- Mistrz i
Małgorzata- żyjemy młodzieńczą naiwnością i życzliwym
podejściem do świata, bo My wierzymy w ludzi i ich uczciwość.
Może dlatego, że żyjemy wśród młodych i jeszcze nie
doświadczonych ludzi. Uczymy ich jak unikać problemów i
jednocześnie obcując z nimi popełniamy też podobne jak oni błędy
naiwności- bo młodość jest w nas. To, że bagaż życia już dość
upchany i trochę ciąży ale jeszcze drzemie w nas chęć by pójść
z życiem w zapasy i wygrać. Bo oprócz młodzieńczej naiwności
jest też w nas siła młodzieńczego entuzjazmu i przebojowości.
Skąd bierzecie na
to siłę? Jak to skąd? Z tego że jesteśmy razem.
Samotny człowiek
jest może jest wolny, może jest mu taniej i swobodniej ale i
narażony jest na większe niebezpieczeństwa- łatwiej go złamać.
Wspólnie, gdy ma się wsparcie choćby słowem to jakoś udaje się
przetrzymać nie jedną burzę.
Miało być o
liściach, o jesieni a wyszło... jak wyszło.
Tęsknię.
Tak to jest w
Kubryku Jons'a- nic nie jest tym czym jest chyba, że nim jest- a
więc nie zawsze liść jest ważny w jesieni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz